Studium fenomenu adiutanta „O legendzie Wieniawy”

30 czerwca 2022 r. nastąpi uroczyste odsłonięcie pomnika gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Przed tym wydarzeniem zachęcamy do zapoznania się z tekstem Pawła Chojnackiego z krakowskiego Oddziału IPN.

W ogłoszonej niedawno książce Krzysztof Kloc rozpatruje na ponad czterystu pięćdziesięciu stronach Studium fenomenu Komendanta. My – na kilku – zmierzmy się z żywym i sensacyjnym wdziękiem jego przybocznego.

Dziwnie bliscy sobie… W lutym 1916 roku (wraz z Kazimierzem Sosnkowskim) – świadek przejścia Józefa Piłsudskiego na katolicyzm. W grudniu 1918 jeden z pięciu – sporządzenia testamentu. Ale i wysłany zaraz z delegacją do Paryża, jako osobisty łącznik, koordynuje całość polityki Naczelnika Państwa nad Sekwaną. Zbiera informacje, komunikuje jego wolę współpracownikom, posyła meldunki, odbiera instrukcje. Uszy i oczy Piłsudskiego w stolicy Francji podczas kluczowych rokowań. A później, do końca – obok  Józefa Becka, Walerego Sławka, Kazimierza Świtalskiego, Aleksandra Prystora i „Szefa” Sosnkowskiego – należy do „grupy najbliższych wykonawców woli” – do „drużyny Komendanta”. Czy koronowałby go na  polskiego króla, gdyby nadarzyły się okoliczności? Kto wie! W czasie dyskusji wokół Konstytucji w 1935 roku miał popierać wraz Catem – wśród nielicznych – wprowadzenie monarchii…

W pasjonującej pracy spotkamy Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego na trzydziestu pięciu kartach. Siedem i pół procent treści – duże to, czy małe proporcje żywotów? Bo w kontekście mocarza los „księcia Józefa owych czasów” zawsze będzie postrzegany. Tak kreślił jego obraz 1919 Kazimierz Wierzyński, tak zawoła w wierszu pt. Piłsudski: „Pamiętaj! W Twoich dziejach on jeden się dzieje, / Przepruwa czas i krzyczy spod ziemi…”. W książce Krzysztofa Kloca jest wielu bohaterów, lecz nie ma poetów. Na szczęście – gdyż daje nam to szansę, by wpleść ten wątek.

Nie ma wzniosłych liryków, lecz humor się leje, jak ta dykteryjka (archiwum Tadeusza Schaetzla, w Instytucie Piłsudskiego w Londynie). Jedna z wielu podobnych, co autor zaznacza. Otóż wobec Komendanta „w sytuacjach towarzyskich bodajże na największą swobodę zawsze będzie mógł sobie pozwolić Wieniawa”. Rzecz się dzieje w Belwederze:

„Wieniawa: «Nie ma dowodu, że człowieka stworzył Pan Bóg».
Ksiądz [Bronisław] Żongołłowicz: (oburzony)
Wieniawa: «No dobrze, dobrze, ale chyba się ksiądz przynajmniej w tym ze mną zgodzi, że stwarzając Polaka, Pan Bóg musiał to chyba zrobić pospołu z diabłem».
Piłsudski: «A mnie, proszę księdza, zdaje się, że tutaj Wieniawa ma rację».
Ksiądz Żongołłowicz: «I Pan, Panie Marszałku, Polak, tak może mówić? ».
Piłsudski: «Spokojnie, spokojnie, proszę księdza, ja jestem Litwinem»”.

Czarcia symbolika pojawi się wcześniej przy innej okazji. Oblęgorek w sierpniu 1914: „Bodaj z samym diabłem, byle do wolnej Polski” – rzuci w odpowiedzi Henrykowi Sienkiewiczowi ułan Beliny na współczującą uwagę „bo idziecie z Niemcami”. Gdzie jeszcze na biesa natrafię? Tak, wiem – pobocznie – przy lekturze najsłynniejszych strof doktora medycyny–oficera–poety: „Może mnie wreszcie wsadzą w czyśćcu na odwachu, / By aresztem… o wodzie spłacić grzechów kwit, / Ale myślę, że wszystko skończy się na strachu, / A stchórzyć raz – przed Bogiem – to przecie nie wstyd”. Kiedy indziej rzuci: „Przy zorzy księżycowej albo ranem złotem, / Ponad chmury wyskoczyć… I z wichrem planetarnym puściwszy się w taniec, Gonić na koniec świata, dalej – …”. Jakże kojarzy nam się ta mara pegaziej szarży z dalszymi wersami o Piłsudskim przywołanego już Wierzyńskiego: „Wypuść go, niech wyleci, niech płaszczem powieje, / Niech porazi paradą tysiąca swych szabel…”. Widzimy, jak razem fruną do dziś – Komendant i jego Adiutant. A my? Nas tytuły Ułańska jesień, czy Szwoleżerski spleen wiodą po lepkiej ziemi – stępa, listopadowo-grudniowym traktem. Pierwszy wiersz Jan Lechoń uzna za  czarujący, a Stanisław Cat-Mackiewicz za „autocharakterystyczny”. Czy ten utwór stanowił przepustkę? Mieczysław Grydzewski uznał wszak Wieniawę za „skamandrytę «honoris causa»”.

Jak zauważył Mirosław Supruniuk w biograficznym wstępie do esejów redaktor „Skamandra”, Grydzewski stanowił dla piątki mistrzów pióra wielkie „ułatwienie” w życiu literackim. Podobnie jak Wieniawa – w ich kontaktach z władzą („Pan przecież zna Wieniawę!” – parodiował Julian Tuwim w zwrotkach poświęconych koledze). Chyba o obu możemy powiedzieć, że – ulepieni z innej gliny – nie należeli do nich, do legendarnych bardów? Ale trwają dalej jak wspólna marka szczęśliwej, w Odrodzonej Polsce, siódemki! Znów anegdota – uwiecznił ją Jan Lechoń w Dzienniku: „[Antoni] Słonimski o pewnym biednym rogaczu, któremu Wieniawa sprzątnął sprzed nosa jego «kochankę»: «O co mu chodzi? Przecież Wieniawa – to jest siła wyższa!»”.

Jest tam i inny epizod: „Wieniawa, po przepitym wieczorze u [Stanisława] Zaćwilichowskiego: «Dosyć żartów. Zaczynają się schody»”. Czy od niego wyszedł ten rześki bon-mocik? Lechoń dopowiada poważnie: „Ja mówię sobie: «Dosyć żartów. Zacząć pisanie»”. Poważnie także zacytuje, co mu powiedział generał-ambasador w Paryżu w 1939 roku: „Najlepiej spisali się cię ci, którzy nie chcieli żyć…”, przywołując wrześniowych Sosnkowskiego i Starzyńskiego. Wieniawa też w końcu żyć już nie chciał, lecz „spisać się” – nie mógł… O ile jest w nas wielu (przyznajmy!) tęsknota i zazdrość dla jego życia, to nowojorskie odejście – jak pisał Wierzyński – „pierwszego kawalera Warszawy”, podwójnie nas zmraża. Prócz Piłsudskiego napisze i elegię Wieniawa: „Lecz on jaśniał, szedł w młodość, powracał po swoje, …Ktoś po salwie podnosił z murawy naboje”.

Raczej łuski zbierali chyba uczestnicy pogrzebu… Pogrzebu, który obok pożegnania Ignacego Matuszewskiego, przypomni sobie Jan Lechoń w kontekście pochówku Henryka Floyara-Rajchmana w 1951 roku. Wyzna: „…nie czułem tej beznadziejności, tego jakiegoś przekleństwa polskiego losu, co wtedy gdy oni odchodzili, jakby na znak ginięcia wszystkiego, co polskie w kraju i za krajem. Cały czas myślałem sobie: «Czemu on nie dożył tych paru lat jeszcze, których mu brakowało do naszego powrotu»”. Powrotu, który nie nastąpił. Zostaliśmy na długo sami.

Źródła cytatów i wykorzystana literatura: K. Kloc, Piłsudski. Studium fenomenu Komendanta, Kraków 2021;  K. Wierzyński, Pamiętnik poety, opr., wstępem i przypisami opatrzył P. Kądziela, Warszawa 2018; J.M. Majchrowski, Ulubieniec Cezara. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Zarys biografii, Wrocław–Warszawa–Kraków, 1990; B. Wieniawa-Długoszowski, Wiersze i piosenki, opr. W. Grochowalski, Łódź 2002; M. Grydzewski, Silva rerum, wybór J.S. Wójcik, M.A. Supruniuk, Warszawa 2014; J. Lechoń, Dziennik, t. 1, 2, 3, Londyn 1967, 1970, 1973.

Podziel się tą informacją: