Koronacja Bolesława Chrobrego nie byłaby możliwa, gdyby nie chrześcijaństwo

Rozmowa z prof. dr. hab. Krzysztofem Ożogiem, mediewistą z Uniwersytetu Jagiellońskiego, badaczem dziejów Polski Piastów, Andegawenów i pierwszych Jagiellonów oraz historii Kościoła w Polsce średniowiecznej.

Czy decyzja o przyjęciu chrztu przez Mieszka I wynikała głównie z politycznej kalkulacji, czy jednak był w niej komponent autentycznej wiary – chęci pójścia za Chrystusem?

– Obydwa czynniki były istotne. Zacznę od pierwszego. Piastowie myśleli o przyszłości swojego państwa, a decyzja o przyjęciu chrztu zapadła w momencie, gdy jego istnienie było zagrożone ze strony pogańskich Wieletów. W jednej z bitew z Wieletami w 963 roku zginął brat Mieszka I.
Mieszko potrzebował oparcia w chrześcijańskim sojuszniku, którym były Czechy na czele z księciem Bolesławem I Srogim. Ziemie Piastów miały z Czechami styczność terytorialną, Śląsk i Małopolska znajdowały się pod władzą czeskich Przemyślidów. Oczywiście Mieszko mógł podjąć także inną decyzję, szukać sojuszu z innymi władcami – np. z o wiele potężniejszym sąsiadem, Rusią Kijowską. Przeżywała ona wtedy szczyt swojej potęgi. Innym potencjalnym sojusznikiem mogli być pogańscy Madziarzy, którzy wówczas już przechodzili do osiadłego trybu życia, a wcześniej trzęśli całą Europą, najeżdżając poszczególne ludy i bezlitośnie je łupiąc. Ceną sojuszu z nimi byłoby uzależnienie, poza tym Madziarzy byli nieobliczalni, mogli złupić ziemie piastowskie. Mieszko zdecydował się zatem na przymierze z Bolesławem I i równocześnie na wejście do chrześcijańskiego świata. A ten był niezwykle atrakcyjny – pod względem cywilizacyjnym stał najwyżej, dawał wiele pozytywnych wzorców administracji, organizacji dworu, także wzorce militarne.

Ze źródeł wiemy jednak, że Mieszko nie traktował chrztu instrumentalnie. Jego nawrócenie miało charakter autentyczny, a potwierdziły to późniejsze działania władcy. Doszło do kolejnego starcia z Wieletami. Oddziały Mieszka, wsparte przez czeskie posiłki, pokonały pogan. We wrześniu 967 roku zginął ich dowódca, saski graf Wichman. Zatem zagrożenie ze strony Wieletów minęło. Mieszko mógł wówczas „odpuścić” chrystianizację, ale nie zrobił tego – wręcz przeciwnie.

Jeszcze mocniej związał się z chrześcijańskim światem?

– Wichman w swojej ostatniej woli poprosił, żeby oddać jego miecz cesarzowi, przeciwko któremu wcześniej się buntował. Poselstwo o śmierci Wichmana oraz jego broń wysłał Ottonowi I właśnie Mieszko I. Cesarz ucieszył się z wieści o śmierci buntownika i na prośbę polskiego władcy wyraził zgodę na utworzenie biskupstwa w jego państwie. Papież Jan XIII faktycznie erygował biskupstwo i konsekrował Jordana na pierwszego polskiego biskupa. Był to ogromny sukces naszego władcy. Biskup mógł teraz prowadzić systematyczną chrystianizację z pomocą księcia, który wznosił pierwsze kościoły i je wyposażał. Mieszko dał także dowody osobistej wiary, bo po postrzyżynach swojego pierworodnego syna Bolesława, odbytych zgodnie ze słowiańskim obyczajem, gdy miał on 7 lat, a więc w 974 roku, oddał go pod opiekę św. Piotra.

Czy historia zna więcej dowodów na to, że Mieszko faktycznie uwierzył w nauczanie Chrystusa?

– Kiedy w 985 lub 986 roku Mieszko został ciężko ranny w walce z pogańskimi Połabianami, złożył ślub świętemu Udalrykowi, biskupowi Augsburga. Za wstawiennictwem tego świętego Mieszko odzyskał zdrowie. Jego życie wisiało na włosku, bo został raniony w ramię zatrutą strzałą. Dlatego później, jako wotum wdzięczności, złożył w Augsburgu odlane ze srebra ramię. To z pewnością akt osobistej wiary władcy.

Mieszko wspierał chrystianizację swoich poddanych poprzez budowę kościołów, sprowadzanie duchownych, tworzenie warunków do ich działalności. Pod koniec panowania Mieszko oddał swoje władztwo pod opiekę św. Piotra. Doszło do tego w 990 lub najpóźniej w 991 roku. Co ważne, Stolica Apostolska nie odgrywała wtedy żadnej roli politycznej, a tym bardziej militarnej w świecie chrześcijańskim, bowiem wówczas to władza cesarza była uznawana w nim za najwyższą. Dlatego oddanie państwa polskiego św. Piotrowi było bez wątpienia aktem autentycznej wiary Mieszka.

Jak poddani Mieszka I reagowali na chrystianizację? Na czym polegał ten proces w praktyce?

– Niestety nie mamy źródeł, które pozwoliłyby nam szczegółowo odpowiedzieć na to pytanie. Wiemy z kroniki Thietmara, że Jordan, który został biskupem dla całego władztwa Mieszka w 968 roku, wiele się z nimi (tj. poddanymi Mieszka) napocił, zanim – niezmordowany w wysiłkach – nakłonił ich słowem i czynem do uprawy winnicy Pańskiej.

Trzeba spróbować wniknąć w mentalność człowieka tamtego czasu. Gdybyśmy chcieli ocenić chrystianizację według współczesnych kategorii, z pewnością uznalibyśmy, że ludzie zostali zmuszeni do przyjęcia nowej wiary. Natomiast wówczas kluczowe znaczenie miał autorytet, jakim cieszył się władca wśród poddanych. Władzę rozumiano bardzo dosłownie. Można posłużyć się nieco późniejszą analogią z Madziarami. Kiedy ich przywódca Gejza przyjął chrzest z rąk biskupa Brunona-Prunwarda, w ślad za nim poszło pięć tysięcy węgierskich możnych. Kilka wieków wcześniej doszło do podobnej sytuacji z Chlodwigiem I – władcą Franków. Zatem chrystianizacja rozpoczynała się od elity – grupy ludzi związanych z monarchą. Jego dwór przyjmował nową wiarę i to stawało się podstawą chrystianizacji.

Mieszko stawiał kościoły w głównych grodach, takich jak Gniezno, a także Poznań, Ostrów Lednicki, Giecz, Grzybowo. Dbał o to, by centrum jego władztwa, czyli Wielkopolska, było chrześcijańskie. Później widzimy kontynuację działań Mieszka w wysiłkach podejmowanych przez Bolesława Chrobrego. Starał się on intensywnie wprowadzić w życie społeczne chrześcijańskie zasady, przede wszystkim Dekalog.

Czy spotykał się z oporem?

– Odpowiem na to pytanie, podając pewien przykład. Bolesław Chrobry wydłużył o dwa tygodnie Wielki Post, dodając przed nim dwa tygodnie przedpościa. Zwyczaj ten, nieznany w innych państwach, był kontynuowany przez wieki po śmierci Chrobrego. U osób, które przybywały do Polski – np. w XIII czy XIV wieku – budził zdziwienie. Przybysze nie chcieli się podporządkowywać dłuższemu postowi, którego przestrzegała miejscowa ludność.

Jaki z tego wniosek? Możemy sobie wyobrazić, że lud był przyzwyczajony do swoich tradycyjnych wierzeń pogańskich. Jednak siła autorytetu władcy i elity zgromadzonej wokół niego była większa i skłaniała do podporządkowania się nowym nakazom, w tym przypadku związanych z wiarą.

W swojej książce 966. Chrzest Polski sporo miejsca poświęca Pan Bolesławowi Chrobremu i jego koronacji w 1025 roku. Czy można te zdarzenia rozpatrywać rozłącznie? Czy w ówczesnej Europie koronacja byłaby w ogóle możliwa bez wcześniejszego przyjęcia chrześcijaństwa?

– Nie, wówczas koronacje z namaszczeniem odbywały się wyłącznie w obrębie świata chrześcijańskiego. Choć nie ulega wątpliwości, że poganie znali władzę typu monarszego. Jest to przecież jeden z najstarszych sposobów sprawowania władzy. Zresztą także u pogan był obecny element sakralizacji. Wiemy z historii starożytnych imperiów, że monarcha czasem uważał się za syna bożego lub wręcz za boga.

W świecie chrześcijańskim tradycja namaszczania królów ukształtowała się na bazie tradycji biblijnej, historii starego Izraela. Prorok Samuel namaszcza Saula, wylewając róg oliwy na jego głowę. Tym samym Saul zostaje naznaczony przez Boga do sprawowania władzy. Kiedy Saul po kilkunastu latach panowania zostaje odrzucony przez Boga jako król Izraela, ten sam Samuel z nakazu Bożego idzie do Jessego Betlejemity, wybiera Dawida, najmłodszego z jego synów i wylewa na jego głowę oliwę. Obydwa namaszczenia zostały bardzo dobrze opisane w Pierwszej Księdze Samuela. Tradycja nie przeniknęła jednak szybko do świata chrześcijańskiego. Dopiero w 672 roku pierwszym spośród władców chrześcijańskich, który zastosował rytuał namaszczenia dla podkreślenia, że jest wybrańcem Bożym do sprawowania władzy, stał się Wamba, król Wizygotów.

Natomiast w 751 roku, po ogłoszeniu Pepina Małego królem Franków, został on w Soissons namaszczony przez świętego Winfryda Bonifacego. Potem, w 754 roku, sam papież Stefan II namaszcza w Saint-Denis po raz drugi Pepina oraz jego synów: Karola – czyli późniejszego Karola Wielkiego i Karlomana. Następnie akt namaszczenia poprzez Karolingów rozpowszechnia się w całej Europie, ale tylko w odniesieniu do władców chrześcijańskich. Podsumowując, bez chrześcijaństwa nie byłoby możliwe wyniesienie Bolesława Chrobrego do władzy królewskiej poprzez koronację z namaszczeniem.

Bolesław Chrobry był człowiekiem autentycznej wiary, ale też zręcznym graczem w polityce?

– Miał wyczucie i potrafił w mistrzowski sposób wykorzystywać sprzyjające okoliczności. Taka okazja nadarzyła się, gdy prażanie po raz drugi wypędzili biskupa Wojciecha. Ten zajmował się głoszeniem Dobrej Nowiny ludom pogańskim. Zanim przybył na ziemie władztwa Bolesławowego, był na Węgrzech, gdzie też istniała potrzeba umacniania chrześcijaństwa – Gejza przyjął chrzest kilka lat później niż Mieszko. Wojciech wahał się, czy wyruszyć do Połabian, Wieletów czy Prusów. Ostatecznie zdecydował się na Prusy, a Bolesław delikatnie go w tej misji wspierał. Jego oddział 30 wojów pomógł dotrzeć bezpiecznie Wojciechowi do Gdańska, skąd wyruszył on tylko z przyrodnim bratem Radzimem-Gaudentym i Boguszą na misję do Prusów.

Tym, co zbliżyło Wojciecha do Bolesława był fakt, że brat biskupa, Sobiesław, po rzezi Sławnikowiców w Libicach w 995 roku znalazł schronienie właśnie u Bolesława. Poza tym po matce Chrobry sam był Przemyślidą, co także miało spore znaczenie.

Dlaczego Bolesławowi zależało na relacji z Wojciechem?

– Biskup był przyjacielem cesarskim, doskonale znanym w Rzymie. Dał się poznać jako człowiek wyjątkowej pobożności, obdarzony duchem misyjności. Kiedy rozeszła się wieść o męczeńskiej śmierci Wojciecha, jego przyjaciel Otton III od razu zaczął przygotowywać kilka fundacji ku czci biskupa. Tymczasem Bolesław nie tylko zadbał o to, by wykupić ciało męczennika – wiedząc, że relikwie świętego są czymś bezcennym, lecz również dokonał uroczystej translacji jego ciała do Gniezna. To akt, który według ówczesnych pojęć znamionował kanonizację. Bolesław, mając ciało świętego męczennika, mógł zyskać metropolię – niezależną prowincję kościelną z arcybiskupstwem gnieźnieńskim i podległymi mu biskupstwami.

Tekst: malopolska.pl/fot. Domena publiczna

Podziel się tą informacją: