Maksymilian Maria Kolbe. 14 sierpnia – kolejna rocznica śmierci kapłana (1941-2024)

Na początku wieku XIX, w dzieje Zduńskiej Woli wpisali się tkacze przybywający ze Śląska, Czech, Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Saksonii. Zapraszał ich przede wszystkim Stefan Prawdzic-Złotnicki, jej właściciel, który to w przemyśle tkackim widział przyszłość miejscowości. W latach dwudziestych XIX w. dominowała drobna wytwórczość prowadzona w małych warsztatach tkackich, potem produkcję rozpoczęły także większe manufaktury. W 1825 r. Zduńska Wola otrzymała prawa miejskie. Miasto leżało wtedy na terenie województwa kaliskiego, będącego częścią Imperium Rosyjskiego. Liczyło ponad 2400 mieszkańców. Kolejny dynamiczny rozwój przeżywało na przełomie wieków XIX i XX. Czynnych było już wtedy kilka większych fabryk tkackich. Produkowano sukno, płótno oraz wyroby bawełniane. Oprócz zakładów włókienniczych działały garbarnie, farbiarnie, browarnie, fabryka obuwia. W 1909 r. liczba mieszkańców przekroczyła 22 000 osób. Miasto było wielonarodowe, zamieszkiwali je Polacy, Niemcy, Rosjanie, Żydzi. Właścicielami jednego z rodzinnych warsztatów tkackich byli Juliusz i Marianna Kolbowie. Juliusz pochodził z rodziny o czeskich i austriackich (niemieckich?) korzeniach.

Dom rodzinny rodziny Kolbe w Zduńskiej Woli. Fot. Jacek Bogdan, źródł wikipedia

W 1840 r. w Zduńskiej Woli osiedlił się jego dziadek Paweł Kolbe. Przyjechał on z miejscowości Štoky, leżącej na południu Czech. Podjął pracę tkacza, następnie poślubił Teresę Nisig, z którą miał syna Jana. Mężczyzna poszedł w ślady ojca i został tkaczem. Ze związku Jana z Heleną Grajbich narodziło się dwoje dzieci: Juliusz oraz Anna. Juliusz, podobnie jak ojciec i dziadek, został tkaczem. Był wysokim, postawnym mężczyzną, niezwykle opiekuńczym, wrażliwym, religijnym, kochającym ojczyznę. Za żonę wziął sobie Mariannę Dąbrowską, pochodzącą także z rodziny tkaczy. Ślub wzięli 5 października 1891 r. w Zduńskiej Woli. Marianna była kobietą opiekuńczą, religijną, silną, stanowczą, nie bała się podejmować trudnych decyzji. W rok po ślubie małżonkom narodził się pierwszy syn Franciszek, a po dwóch latach 8 stycznia 1894 r. przyszedł na świat Rajmund, który przybrał później imię zakonne – Maksymilian. Czteroosobowa rodzina Kolbów mieszkała w trudnych warunkach: w domu drewnianym, w jednej dużej izbie, która podzielona została na część mieszkalną i tkacką. Praca w domu trwała nieraz wiele godzin, nie dziwi więc decyzja, którą podjęli małżonkowie, o zmianie miejsca zamieszkania i sposobie utrzymania. Wyjechali do Łodzi, gdzie Juliusz podjął dobrze płatną pracę w fabryce. W mieście tym urodził się im trzeci syn Józef (1896). Po niedługim czasie przenieśli się do Pabianic. Małżonkowie uznali, że Łódź nie będzie najlepszym środowiskiem wychowawczym dla ich chłopców. Najpierw zamieszkali na przedmieściach w Jutrzkowicach, które z czasem zostały wchłonięte przez Pabianice, potem bliżej centrum.

Miejsce zamieszkania zmieniali wielokrotnie. Państwo Kolbowie utrzymywali się przez jakiś czas prowadząc sklep, potem wrócili do tkactwa. Najpierw zatrudnił się Juliusz, a potem dołączyła do niego żona. W Pabianicach urodziła im się jeszcze dwójka chłopców: Walenty (1897) oraz Antoni (1900), którzy jednak zmarli w dzieciństwie. Rajmund, poza krótkim okresem nauki w elementarnej szkole fabrycznej Krusche i Ender w Pabianicach, edukowany był przez rodziców oraz przez polskich księży. W sprawę nauki Rajmunda zaangażował się ksiądz Włodzimierz Jakowski, udzielając mu lekcji łaciny, a także aptekarz p. Kotowski, który przygotował chłopca do egzaminów do Szkoły Handlowej, przerabiając z nim zakres materiału klasy pierwszej. Była to jedyna szkoła średnia w Pabianicach. Rajmund zdał dobrze egzaminy i razem z bratem Franciszkiem został od razu uczniem drugiej klasy. Niezwykle ważną rolę w życiu Rajmunda odgrywała wiara. Żywił głębokie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny. Jej częstochowski wizerunek, stale obecny w domu rodzinnym, był świadkiem wspólnych modlitw i powierzeń codziennych spraw. Pewnego razu podczas modlitwy w kościele parafialnym w Pabianicach blisko dziesięcioletni Rajmund miał przeżycie mistyczne, ukazała mu się Niepokalana. Tak o tym wydarzeniu pisała Marianna Kolbe w liście do klasztoru oo. Franciszkanów w Niepokalanowie 12 października 1941 r.:

“Mieliśmy taki skryty ołtarzyk, do którego on często się wkradał i modlił się. (…) Byłam niespokojna, czy czasem nie jest chory, więc pytam się go, co się z tobą dzieje? (…) Drżąc ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: – Jak mama mi powiedziała, co to z ciebie będzie, to ja bardzo prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mną będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu Ją prosiłem, wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzała i spytała, czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę… Wówczas Matka Boża mile na mnie spoglądnęła i znikła”.

Fotografi a, na której obecni są bracia Kolbowie: Franciszek – pierwszy od lewej w ostatnim rzędzie, Rajmund – siedzi pierwszy od lewej w drugim rzędzie, Józef – siedzi w pierwszym rzędzie drugi od lewej. Archiwum Prowincjalne Franciszkanów w Krakowie

W 1907 r. na wizytację do domu zakonnego oo. Franciszkanów w Łodzi przybył o. Peregryn Haczela z prowincji galicyjskiej, z zaboru austriackiego. Zakonnik ten wyprosił u władz carskich zgodę na otwarcie tego domu. Od czasów powstania styczniowego na terenie zaboru rosyjskiego likwidowano klasztory, pozostawiono tylko nieliczne, z zakazem przyjmowania nowych zakonników. Z czasem te restrykcje zaczęto łagodzić. O. Peregryn był bardzo zatroskany o zakonników, którzy rozpoczęli działalność na nowym terenie. Ponadto franciszkanin ten oprócz wizytacji prowadził na terenie Łodzi oraz okolic misje i rekolekcje. Dotarł z nimi również do Pabianic. Tam podczas jednego z kazań, na którym obecny był Rajmund Kolbe i jego brat Franciszek, poinformował, że we Lwowie franciszkanie otwarli gimnazjum i internat dla chłopców, którzy by chcieli się w przyszłości poświęcić kapłaństwu. Bracia zapragnęli wyjechać do Lwowa i poinformowali o tym rodziców. Juliusz i Marianna po rozważeniu wszystkich plusów i minusów propozycji wyrazili zgodę i w tym samym roku ich synowie podjęli naukę w klasztorze we Lwowie. Wpisowe uiścił za nich wspomniany wcześniej ksiądz Jakowski. Rok później dołączył do nich brat Józef. Bracia uczyli się dobrze, Rajmund wyróżniał się zdolnościami w naukach przyrodniczych oraz matematyce.

POCZĄTKI ŻYCIA ZAKONNEGO
Po trzech latach nauki Rajmund i Franciszek stanęli przed wyborem, cozrobić z własnym życiem? Mieli wtedy szesnaście i osiemnaście lat. Rajmund nie chciał zostać zakonnikiem, co może wywoływać zdziwienie. Tak o tym pisał, w jednym z listów do matki:

“Przed nowicjatem ja raczej nie miałem chęci prosić o habit i jego [brata] chciałem odwieść… i wtedy była ta pamiętna chwila, kiedy idąc do o. prowincjała, aby oświadczyć, że ja i Franuś nie chcemy wstąpić do Zakonu, usłyszałem głos dzwonka do rozmównicy. Opatrzność Boża w nieskończonym miłosierdziu swoim przez Niepokalaną przysłała w tej tak krytycznej chwili Mamę do rozmównicy. I tak potargał Pan Bóg wszystkie sieci diabelskie.”

Marianna Kolbe, rys. Artur Jachna (2021)

Należy zapytać, co takiego wydarzyło się podczas wizyty Marianny Kolbe, że jej synowie zmienili decyzję? Otóż zakomunikowała ona, że oboje z ojcem pragną poświęcić się Bogu. Ona chciała wstąpić do zakonu benedyktynek we Lwowie, a ich ojciec miał zostać tercjarzem franciszkańskim. Faktycznie, Marianna Kolbe zamieszkała najpierw przy lwowskim klasztorze Benedyktynek, potem w klasztorze Sióstr Felicjanek znajdującym się przy ulicy Smoleńsk w Krakowie. Do końca życia pozostała osobą świecką. Siostry wspominały ją jako osobę o wspaniałych cechach charakteru, żywiącą szczególne nabożeństwo do Matki Bożej. Zmarła 17 marca 1946 r. Spoczywa w grobowcu sióstr felicjanek na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Juliusz przez pewien czas związał się z zakonem franciszkanów, jednak potem zdecydował się na założenie firmy w Częstochowie. Sprzedawał książki oraz materiały papiernicze. Kiedy jednak wybuchła I wojna światowa, wstąpił do Legionów Polskich. Jego kompania trafiła do niewoli rosyjskiej w okolicach Olkusza. Juliusz został tam zabity przez Rosjan. Bracia Kolbowie, zmotywowani decyzją rodziców, postanowili zostać franciszkanami i od września 1910 r. zostali nowicjuszami. Franciszek na znak nowego życia przybrał imię zakonne Walerian, Rajmund zaś – Maksymilian. Wspólnie wdrażali się w życie zakonne oraz kończyli szkołę średnią. Franciszek pozostał zakonnikiem jedynie przez cztery lata do 1914 r., kiedy to postanowił zaciągnąć się do wojska i walczyć o niepodległą Polskę. W 1917 r. ożenił się z Ireną Friebling, z którą miał córkę Anielę. Początek II wojny zastał rodzinę Franciszka Kolbego we Lwowie. Wkrótce opuścili oni miasto i przeprowadzili się do Zduńskiej Woli. Franciszek zaangażował się w działalność konspiracyjną. W 1943 r. został aresztowany przez gestapo i wywieziony do KL Auschwitz. Stamtąd przewieziono go do KL Buchenwald-Mittelbau, gdzie zmarł w styczniu 1945 r. Jego żona zmarła rok po zakończeniu wojny. Najmłodszy z braci Kolbów, Józef, skończył szkołę średnią i został przyjęty do zakonu franciszkanów w 1915 r. Przybrał imię zakonne Alfons. W późniejszym czasie Maksymilian i Alfons współpracowali przy wydawaniu czasopisma „Rycerz Niepokalanej” oraz przy budowie klasztoru w Niepokalanowie.

CZAS STUDIÓW I RYCERSTWO NIEPOKALANEJ (MILITIA IMMACULATAE)
Po pobycie we Lwowie Maksymilian udał się do Krakowa, a stamtąd w październiku 1912 r. na studia do Rzymu. Zamieszkał w Międzynarodowym Kolegium Franciszkanów. Czas studiów spędził na słuchaniu wykładów i zdawaniu egzaminów na Uniwersytecie Gregoriańskim, na formacji zakonnej i duchowej, na rozwoju zdolności w naukach ścisłych. Kiedy w 1914 r. wybuchła Wielka Wojna, sytuacja w Kolegium Franciszkanów stała się napięta. Klerycy pochodzili z krajów, które stanęły w konflikcie po przeciwnych stronach. Mądrość i taktowność rektora o. Ignudi łagodziła i uspokajała emocje. Maksymilian przeżywał wtedy rozterki wobec wyboru między dalszą realizacją drogi zakonnej a służbą wojskową i walką o niepodległość Polski. Po godzinach spędzonych na modlitwie i rozmyślaniach nabrał przekonania, że po zakończeniu konfliktu Polsce będą potrzebni dobrzy i mądrzy kapłani. Dlatego postanowił pozostać i jeszcze usilniej pracować nad sobą. 1 listopada 1914 r. złożył wieczyste śluby zakonne. W rok później obronił doktorat z filozofii na Gregorianum, po czym rozpoczął studia na Papieskim Wydziale Teologicznym św. Bonawentury Ojców Franciszkanów w Rzymie. Rok 1917 okazał się niezwykle ważny dla przyszłej pracy apostolskiej Maksymiliana.

maksymilian z innymi klerykami w Rzymie. Stoi pierwszy od lewej

W Nowy Rok miał okazję modlić się na mszy św. prywatnej z papieżem Benedyktem XV. Natomiast blisko trzy tygodnie później 20 stycznia w kaplicy kolegium, gdzie mieszkał, podjął decyzję o założeniu stowarzyszenia poświęconego Niepokalanej, które miałoby pomagać w nawracaniu ludzi. Wydaje się, że inspiracją dla Maksymiliana w podjęciu tej decyzji była osoba Alfonsa Ratisbonne’a, ateisty i wroga Kościoła, nawróconego dzięki mistycznej wizji Niepokalanej w dniu 20 stycznia 1842 r. w rzymskiej świątyni św. Andrzeja delle Fratte. Wraz ze swoim bratem Teodorem Alfons Ratisbonne założył Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Syjonu, które miało angażować się w pracę misyjną wśród wyznawców judaizmu. Bracia byli narodowości żydowskiej. W niecały miesiąc pewne wydarzenie utwierdziło Maksymiliana w podjętej decyzji. 17 lutego 1917 r. loże masońskie, chcąc zamanifestować swoje antykościelne nastawienie i upamiętnić rocznicę śmierci Giordana Bruna, zorganizowały pochód przez ulice Wiecznego Miasta. Na placu św. Piotra Maksymilian obserwował manifestujących, a po latach tak to wydarzenie wspominał:

“W stolicy chrześcijaństwa, w Rzymie, mafi a masońska, wielokrotnie piętnowana przez papieży, panoszyła się w latach przedwojennych coraz bezczelniej. Nie cofnięto się przed obnoszeniem w obchodach Giordana Bruna czarnej chorągwi z wizerunkiem Michała Archanioła pod nogami Lucyfera ani przed wywieszeniem oznak masońskich naprzeciw okien Watykanu. Nieprzytomna ręka nie wzdrygała się nawet pisać: „Szatan będzie rządził w Watykanie, a papież będzie mu służył za szwajcara” itp. W tak aż opłakanym stanie znajdowały się niektóre dusze oddalone od Boga…”

Maksymilian zdawał sobie sprawę z ran, jakie pozostawi po sobie wojna w ludzkich duszach i jak zmieni ich nastawienie do życia. Widział wyraźnie działanie sił antykościelnych oraz ich opłakane konsekwencje. Skłoniło go to do poważnego podejścia do problemu głoszenia Ewangelii z przesłaniem miłości Boga i ludzi, ale i potrzebą przebaczenia. W duchu posłuszeństwa przełożonym szukał także potwierdzenia dla swoich planów dotyczących stowarzyszenia u swojego spowiednika oraz u innych kapłanów. W końcu Maksymilian poprosił przełożonych o zgodę na spotkanie założycielskie. Odbyło się ono 16 października 1917 r. W pierwszym numerze „Rycerza Niepokalanej” z 1922 r. tak ono zostało opisane:

“Niedawno temu w r. 1917 rzucono wśród członków Kolegium Serafi ckiego w Rzymie myśl, by zespolić w jakiś sposób siły i wytężyć je w celu nawracania zbłąkanych owieczek do owczarni Chrystusowej. Myśl ta została przyjęta, toteż na wspólnym zebraniu alumnów zawiązano stowarzyszenie „Milicji Niepokalanej” (M.I. z nazwy łacińskiej „Militia Immaculatae”), które powyższy cel sobie wytknęło. Jako głównego środka postanowiono użyć orędownictwa Matki Najświętszej i dlatego każdy z członków M.I. oddaje się całkowicie na Jej usługi, obowiązuje się nosić Jej „Cudowny Medalik”, a nadto przepisanym aktem strzelistym codziennie polecać opiece Matki Najświętszej siebie i wszystkich, co zeszli z drogi prawdy na manowce niedowiarstwa. Początkowo stowarzyszenie liczyło tylko 7 członków i rozwijało się wśród nadzwyczajnych trudności, zwłaszcza że wkrótce to niewielkie grono uszczupliło się śmiercią dwu świątobliwych młodzieńców. Reszta wszakże zdobyła się na tym większą wytrwałość, która wkrótce została wynagrodzona, bo po roku zastoju życie stowarzyszenia żywszym zabiło tętnem.”

POCZĄTEK ŻYCIA KAPŁAŃSKIEGO
Maksymilian zbliżał się do święceń kapłańskich. Otrzymał je 28 kwietnia 1918 r. Następnego dnia odprawił mszę św. prymicyjną w kościele św. Andrzeja delle Fratte. W kolejny dzień odprawił mszę św. w bazylice watykańskiej, prosząc o łaskę apostolatu i męczeństwa. O. Maksymilian pozostał w Rzymie jeszcze rok, aby ukończyć studia teologiczne. Do kraju wrócił pod koniec lipca 1919 r. Przełożeni wskazali mu jako miejsce działalności duszpasterskiej klasztor w Krakowie. Prowadził wykłady z historii Kościoła, a jednocześnie organizował Rycerstwo Niepokalanej. Coraz wyraźniej widział potrzebę stworzenia czasopisma, które docierałoby do dużej liczby odbiorców. W styczniu 1922 r. wydał w Krakowie pierwszy numer miesięcznika pt. „Rycerz Niepokalanej” w nakładzie 5000 egzemplarzy. W słowie redakcyjnym tego numeru o. Maksymilian napisał:

“Celem „Rycerza Niepokalanej” jest nie tylko pogłębić i umocnić wiarę, wskazać prawdziwą ascezę i zapoznać wiernych z mistyką chrześcijańską, ale także w myśl zasad „Milicji Niepokalanej” – starać się o nawrócenie akatolików. Ton pisma będzie zawsze przyjazny dla wszystkich bez względu na różnice wiary i narodowości. Miłość, której uczył Chrystus – jego charakterem. I właśnie z tej miłości ku zbłąkanym, a przecież szukającym szczęścia duszom, postara się on piętnować fałsz, wyświetlać prawdę i wskazywać prawdziwą drogę do szczęścia.”

Strona tytułowa I numeru “Rycerza Niepokalanej”

Ze względu na trudne warunki lokalowe w Krakowie o. Maksymilian za zgodą przełożonych przeprowadził się do Grodna i tam zaczął wydawać „Rycerza Niepokalanej”. Aby uniezależnić się od obcych drukarni, postanowił zakupić maszynę drukarską. Po wielu perturbacjach zgromadził środki i stał się jej szczęśliwym nabywcą. Dzięki temu numery wychodzące w Grodnie od stycznia 1923 r. powstawały już na zakonnej maszynie.

ZAGRODA NIEPOKALANEJ – NIEPOKALANÓW

Wczerwcu 1927 r. do o. Maksymiliana przyjechał ks. Tadeusz Ciborowski z parafii Adamowicze, leżącej w pobliżu Grodna. Poinformował go, że książę Jan Drucki-Lubecki, właściciel majątku ziemskiego w Teresinie koło Warszawy, parceluje go. Wtedy to o. Maksymilian poprosił proboszcza, aby pomógł mu skontaktować się z księciem. Zamierzał bowiem kupić kawałek ziemi, aby móc wybudować klasztor, w którym powstałoby wydawnictwo.

Książę Jan Drucki-Lubecki

Właściciel hojnie odpowiedział na pragnienie o. Maksymiliana. W październiku 1927 r. książę podpisał dokument, na mocy którego przekazał teren zakonnikom. W późniejszym czasie książę kilkakrotnie powiększał darowiznę, która osiągnęła powierzchnię 25 hektarów. Po otrzymaniu ziemi zakonnicy z pomocą miejscowej ludności zaczęli stawiać pierwsze drewniane baraki. Tymczasem w Grodnie o. Alfons Kolbe wydał 3 numery „Rycerza Niepokalanej” (październikowy, listopadowy i grudniowy), aby móc przewieźć drukarnię i ulokować ją w nowym miejscu. Prace budowlane postępowały i już 8 grudnia 1927 r. przełożony prowincji zakonnej, o. Kornel Czupryk, poświęcił baraki klasztorne i nazwał teren klasztorny Niepokalanowem, wbrew o. Maksymilianowi, który sugerował nazwę – Zagroda Niepokalanej. W ciągu dwunastu lat, do wybuchu II wojny światowej, klasztor rozwijał się pomyślnie. Powstały brukowane uliczki, kolejka wąskotorowa łącząca klasztor ze stację Szymanów, budynki: mieszkalne, seminaryjne, wydawnicze i gospodarskie, studnie, boiska sportowe, remiza zakonnej straży pożarnej, magazyny, elektrownia, szpital, cmentarz. Prymas Polski Stefan kard. Wyszyński po wojnie, wysoko oceniając rolę Niepokalanowa, stwierdził:

“Może dopiero dzisiaj lepiej to rozumiemy, gdy uświadamiamy sobie, że miliony zeszytów „Rycerza Niepokalanej”, zapisane przez ojca Maksymiliana, rozrzucone po całej Polsce, były niemal jedyną krzepiącą nas lekturą w czasie długoletniej wojny. Może to właśnie one podtrzymywały nadzieję w chatach i więzieniach, które pokrywały całą Ojczyznę?”

Widok na polski Niepokalanów

W Niepokalanowie wychodziły czasopisma: „Rycerz Niepokalanej”, „Rycerzyk Niepokalanej”, „Mały Rycerzyk Niepokalanej”, „Informator Rycerstwa Niepokalanej”, pismo codzienne „Mały Dziennik”, a w ostatnich latach przed wojną także „Miles Immaculatae”, „Biuletyn Misyjny”, „Echo Niepokalanowa” oraz książki.

JAPOŃSKI OGRÓD NIEPOKALANEJ – MUNGENZAIO NO SONO

Kiedy Niepokalanów się rozrósł, a nakład czasopism systematycznie się powiększał i gdy zaczęło przybywać rąk do pracy w wydawnictwie klasztornym, o. Maksymilian postanowił założyć jego odpowiednik w Japonii. Zgodę na pracę misyjną otrzymał od generała zakonu. Pod koniec lutego 1930 r. o. Maksymilian i czterej inni franciszkanie opuścili Niepokalanów, aby dotrzeć do Marsylii na statek, który wypływał do Szanghaju. Podczas podróży o. Maksymilian korzystał z postojów w portach, aby nawiązywać kontakty z miejscowymi władzami kościelnymi w sprawie wydawania „Rycerza Niepokalanej”. Tak było w Port Saidzie, Singapurze oraz Szanghaju. W kwietniu 1930 r. franciszkanie przybyli do Nagasaki. Tam bardzo życzliwie zostali przyjęci przez miejscowego biskup a Januariusa Kyūnosuke Hayasakę. Był on pierwszym Japończykiem wyświęconym na katolickiego hierarchę. Biskup od razu zaangażował o. Maksymiliana jako wykładowcę filozofii w seminarium (językiem obowiązującym wtedy w Kościele była łacina), wyraził również zgodę na wydawanie „Rycerza Niepokalanej”. O. Kolbe poprosił swoich studentów, aby tłumaczyli jego teksty i już pod koniec maja wydał pierwszy numer czasopisma w języku japońskim w nakładzie 10 000 egzemplarzy. Nosiło ono nazwę „Seibo no Kishi”. Z początku było rozdawane jako dodatek do miejscowego pisma diecezjalnego. Po zakupie niewielkiego domu i ulokowaniu braci o. Maksymilian powrócił do Polski na spotkanie kapituły prowincjalnej franciszkanów we Lwowie. Podczas obrad otrzymał zgodę na założenie Niepokalanowa w Nagasaki oraz pomoc finansową. Zabrał ze sobą dwóch kleryków, którzy mieli kończyć seminarium duchowne w Nagasaki, a jednocześnie pomagać o. Maksymilianowi w jego pracy misyjnej. Franciszkanie przybyli do Nagasaki w sierpniu. Na miejscu o. Maksymilian musiał zająć się rozwiązaniem problemów, które pojawiły się podczas jego pobytu w Polsce. Ze współpracy z redakcją „Seibo no Kishi” wycofali się miejscowi księża, obawiając się likwidacji wydawnictwa, władze miejskie nałożyły olbrzymią opłatę za pozwolenie na wydawanie czasopisma, ponadto działalność o. Maksymiliana nieżyczliwi ludzie zaczęli określać jako nielegalną, bo bez pozwolenia Stolicy Apostolskiej (chociaż za zgodą przełożonych), a jego samego i braci „awanturnikami”. O. Kolbe, jako wierzący kapłan, powierzył sprawy Bogu i trudności zaczęły odchodzić w przeszłość. Władze odstąpiły od swych finansowych żądań, a o. Maksymilian pozyskał dla swojego dzieła wielu życzliwych ludzi. I tak na przykład jednym z bezinteresownych pomocników redakcji był pewien Japończyk, profesor uniwersytecki i co ciekawe protestant, który za darmo tłumaczył teksty do „Rycerza” na język japoński. Inny jego rodak, lekarz, kupił franciszkanom meble.

Wersja japońska “Rycerza Niepokalanej”

Także z Watykanu przyszły stosowne pozwolenia. I chociaż wydawało się, że wszystko będzie już dobrze, o. Maksymiliana dotknęła śmierć rodzonego brata Józefa – o. Alfonsa. Polski Niepokalanów stracił przełożonego ponadto pojawiły się tam trudności finansowe, podobnie jak wśród franciszkanów w Japonii. Z kraju pisał przełożony, aby o. Maksymilian wracał i przejął na nowo klasztor po śmierci brata. Ponadto o. Kolbe ledwo co przeżył atak choroby, stan był tak ciężki, że współbracia spodziewali się jego śmierci. Z czasem jednak wszystko zaczęło się układać pomyślnie. Do grona polskich franciszkanów dołączył Japończyk, potem przybyli jeszcze czterej misjonarze z Polski, w tym jeden kapłan. Zakonnicy zaczęli rozglądać się za miejscem na klasztor. Wybór padł na zbocze góry Hikoyama. Klasztor budowano przez sześć lat. Z czasem pojawiły się tam budynki mieszkalne, dom wydawniczy, kościół, seminarium duchowne. Otwarto także nowicjat i kolegium filozoficzno-teologiczne. Teren klasztorny nazwano Mungezaio no Sono – Ogrodem Niepokalanej. Praca misyjna zaowocowała. Coraz więcej osób prosiło o rozmowy dotyczące wiary, o chrzest i inne sakramenty, o katechezę, pojawili się także kandydaci do zakonu. Należy nadmienić, że wielu duchownych doradzało zakup ziemi pod klasztor w Urakami, katolickiej dzielnicy Nagasaki, jednak jak pokazał czas, decyzja franciszkanów okazała się zbawienna. W czasie II wojny światowej to góra Hikoyama ochroniła klasztor przed falą uderzeniową bomby atomowej zrzuconej przez Amerykanów w sierpniu 1945 r. Po tym wydarzeniu franciszkanie w klasztorze utworzyli sierociniec oraz pomagali bezdomnym i głodnym. Duże zasługi miał w tym dziele br. Zenon Żebrowski, postać niezwykle szanowana od tej pory w Japonii.

Budynki japońskiego Niepokalanowa

W kwietniu 1933 r. o. Maksymilian udał się po raz kolejny do Polski na zaplanowane spotkanie przełożonych klasztorów, mające się odbyć w Krakowie. Po krótkim pobycie w Rzymie do kraju dotarł pod koniec maja. Na spotkaniu kapituły zakonnej podjęto decyzję, że przełożonym klasztoru w Nagasaki zostanie o. Kornel Czupryk, dotychczasowy prowincjał. Zanim ojcowie Kolbe i Czupryk wyjechali do Kraju Kwitnącej Wiśni, miało miejsce wydarzenie, które szeroko było komentowane w świecie dyplomacji. Do ciężko chorego japońskiego dyplomaty Hiroyuki Kawai o. Maksymilian został zaproszony przez jego żonę Cecylię. Poprosiła go, aby przygotował jej chorego męża do chrztu. Maksymilian to uczynił, a Hiroyuki Kawai na kilka godzin przed śmiercią został ochrzczony przez nuncjusza apostolskiego i przyjął imię Franciszek. Potem o. Maksymilian do chrztu przygotował matkę Kawaiego i służącą, a dwoje jego dzieci do I komunii świętej.

O. Kolbe z japońskimi współbraćmi

We wrześniu 1933 r. o. Kolbe oraz o. Czupryk z Wenecji popłynęli do Szanghaju, a stamtąd do Nagasaki. Na miejsce przybyli na początku października. Obowiązki przełożonego objął o. Czupryk, o. Maksymilian mógł zaś poświęcić się formacji przyszłych misjonarzy. Swoje zadania wykonywali przez trzy lata, a następnie zostali odwołani do Polski. Najpierw wyjechał o. Kornel, który postanowił udać się do Stanów Zjednoczonych, aby zebrać datki na spłacenie długów japońskiego Niepokalanowa. O. Maksymilian opuścił Nagasaki w maju 1936 r. Nigdy już nie miał zobaczyć swoich podopiecznych oraz miejsca, które stworzył. Po przyjeździe do kraju zamieszkał w klasztorze w Niepokalanowie. Podczas kapituły w 1936 r. został jego przełożonym i ponownie został nim wybrany w sierpniu 1939 r.

II WOJNA ŚWIATOWA I MĘCZEŃSTWO
Wraz z agresją niemiecką z 1 września 1939 r., a potem Związku Radzieckiego z 17 września tego samego roku rozpoczęła się tragedia narodu polskiego. Dwa państwa, opierające się na antyludzkich ideologiach, napadły na kraj po to, aby wyniszczyć jego elitę, upodlić i eksterminować resztę jego obywateli oraz zagarnąć narodowi tereny i rozkraść jego majątek. Polacy stanęli wtedy przez olbrzymim wyzwaniem, jakim była walka nie tylko o fizyczne przetrwanie, ale o zachowanie własnej tożsamości oraz etosu narodowego. Maksymilian w pierwszych dniach wojny dał zakonnikom możliwość opuszczenia Niepokalanowa, a tym, którzy pozostali, często powtarzał, aby byli gotowi na wszystko. Do klasztoru zaczęli przychodzić uciekinierzy z ziem zajętych przez Niemców oraz wszyscy ci, którzy potrzebowali pomocy. O. Maksymilian nakazał udzielanie pomocy każdemu, kto zapuka do furty klasztornej. 12 września do Niepokalanowa przybyły oddziały niemieckie, które jeszcze wtedy pozwoliły swobodnie działać zakonnikom. Następne 19 września miały zlikwidować klasztor. O. Maksymilianowi udało się uprosić dowódcę, aby mogło zostać dwóch braci, którzy zajmowali się chorymi. Pozostali franciszkanie z o. Kolbem zostali wywiezieni do Częstochowy, a potem do obozów w Łambinowicach (niem. Lamsdorf), Gębicach (niem. Amtitz) oraz w Ostrzeszowie. W grudniu 1939 r. zostali uwolnieni i powrócili do Niepokalanowa. O. Kolbe pragnął prowadzić w miarę możliwości normalne zakonne życie. W tym też miesiącu o. Maksymilian przyjął na teren klasztoru około 3500 osób wysiedlonych z Wielkopolski. Wśród nich było 1500 Żydów. Zapewnił im wyżywienie oraz schronienie. Po kilku miesiącach Niemcy wywieźli tułaczy z terenu klasztoru, chociaż kilkorgu Żydów udało się ukryć. Po tym wydarzeniu bracia w klasztorze w dalszym ciągu pomagali tym, którzy o pomoc prosili. W 1940 r. o. Kolbe otrzymał zgodę władz niemieckich na druk jednego numeru „Rycerza Niepokalanej”. Był to numer grudniowo-styczniowy z przełomu lat 1940 i 1941. Było to ostatnie wydanie czasopisma zrealizowane przez o. Maksymiliana. W lutym 1941 r. został aresztowany i przewieziony do więzienia na Pawiaku.

KL Auschitz – Birkenau

W maju 1941 r. odtransportowano go do KL Auschwitz. Otrzymał numer 16 670. Nie poddał się, ale umacniał uwięzionych w wierze, wspierał na duchu, spowiadał ich, odprawiał mszę świętą. O tym, w jaki sposób o. Kolbe traktował innych w obozie, możemy się przekonać z relacji jego żydowskiego współwięźnia Zygmunta Gorsona:

“Wielu z nas straciło nadzieję, wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Kiedy błąkałem się, szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami, o. Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł, ocierał zawsze moje łzy. Straciłem wiarę, a o. Kolbe mi ją przywrócił! (…) On wiedział, że jestem Żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są Żydami, katolikami lub jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość.”

Podczas apelu obozowego w dniu 29 lipca 1941 r. o. Maksymilian zdecydował się oddać życie za Franciszka Gajowniczka. Mężczyzna ten znalazł się w grupie 10 osób skazanych na śmierć za ucieczkę współwięźnia z ich bloku. Franciszek Gajowniczek tak opisał to zdarzenie:

“W okresie żniw, w ostatnich dniach lipca 1941 roku, przy nadarzającej się sposobności jeden z więźniów oświęcimskich z mojego bloku zbiegł. Jako represja za to na wieczornym apelu nastąpiło dziesiątkowanie więźniów mojego bloku. Dziesięciu więźniów z mojego bloku wyznaczono na śmierć. Dowódca obozu Fritzsch w towarzystwie Rapportführera Palitzscha dokonał selekcji (wyboru). Nieszczęśliwy los padł również na mnie. Ze słowami: „Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam” udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci głodowej. Te słowa usłyszał o. Maksymilian Kolbe, franciszkanin z Niepokalanowa. Wyszedł z szeregów, zbliżył się do Lagerführera Fritzscha i usiłował ucałować jego rękę. Fritzsch zapytał tłumacza: „Was wunscht dieses polnische Schwein?” (pol. „Czego chce ta polska świnia?”). O. Maksymilian Kolbe, wskazując ręką na mnie, wyraził swoją chęć pójścia za mnie na śmierć. Lagerführer Fritzsch ruchem ręki i słowem: „Heraus” (pol. „Wyjść”) kazał mi wystąpić z szeregu skazańców, a moje miejsce zajął o. Maksymilian Kolbe. Za chwilę odprowadzono ich do celi śmierci, a nam kazano rozejść się na bloki. W tej chwili trudno mi było uświadomić sobie ogrom wrażenia, jaki ogarnął mnie; ja, skazaniec mam żyć dalej, a ktoś chętnie i dobrowolnie ofi aruje swoje życie za mnie. Czy to sen, czy rzeczywistość?… Wśród kolegów wspólnej niedoli oświęcimskiej dał się słyszeć jeden głos podziwu heroicznego poświęcenia życia tego kapłana za mnie.”

Fotografia Franciszka Gajowiczka za którego umarl o. Maksymilian

14 sierpnia 1941 r. wycieńczonego o. Maksymiliana Kolbe Niemcy zabili zastrzykiem fenolu. Pozostali współwięźniowie z celi śmierci już nie żyli.

BEATYFIKACJA I KANONIZACJA
W1948 r. rozpoczęto proces beatyfikacyjny o. Maksymiliana, który wykazał heroiczność jego cnót oraz udokumentował wyproszone za jego wstawiennictwem uzdrowienia dwojga Włochów: Anieli Testoni i Franciszka Lucianiego Raniera. Aktu beatyfikacji o. Maksymiliana dokonał ojciec św. Paweł VI w dniu 17 października 1971 r. w Bazylice św. Piotra w Rzymie. Kult bł. Maksymiliana rozwijał się szybko, czego dowodem było blisko 100 próśb z krajów całego świata skierowanych do Watykanu o nadanie kościołom jego patronatu. Byli więźniowie obozów koncentracyjnych, biskupi i kapłani podczas dorocznego zjazdu w sanktuarium św. Józefa w Kaliszu 29 kwietnia 1982 r. napisali do papieża Jana Pawła II list z prośbą o kanonizację bł. Maksymiliana – jako męczennika. Podobny list wystosowali również przedstawiciele Konferencji Episkopatu Niemiec i Konferencji Episkopatu Polski 5 czerwca 1982 r. – z KL Auschwitz – miejsca śmierci o. Maksymiliana. Ojciec św. przyjął prośbę o kanonizację. Sprawę przejęła Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych. Po przedstawieniu przez nią argumentów za i przeciw kanonizacji Jan Paweł II podjął pozytywną decyzję i dokonał jej w Rzymie 10 października 1982 r. W trzy tygodnie po kanonizacji, podczas mszy św. za Ojczyznę, ks. Jerzy Popiełuszko przedstawił o. Kolbego jako człowieka, który ponad wszystko postawił prawdę, a jednocześnie był odważny w jej głoszeniu.

Jeden z obrazów drogi krzyżowej autorstwa Jerzego Dudy Gracza znajdujacy się na Jasnej Górze, na którym widoczny jest św. Maksymilian w obozowym pasiaku

“Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się przecież z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest przecież miernikiem prawdy. Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości. Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężamy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia. Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom: „Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą… (Łk 12.4)” Ty, święty Maksymilianie, byłeś wierny temu pouczeniu Chrystusa. Nie bałeś się pojechać w nieznane do Japonii, by głosić prawdę o Chrystusie. Nie bałeś się cierpienia i utraty życia. Dzięki temu twój wolny duch żyje i przynosi owoce.”

Mariusz Jabłoński

 

Podziel się tą informacją: