W okresie galicyjskiej autonomii nastąpiło zredefiniowanie narodowej tożsamości przez Polaków zamieszkałych w trzech zaborach. Niezwykle istotne było tutaj uformowanie się ojczystego panteonu. Jednoczył on szereg różnych wybitnych postaci z bliższej i dalszej przeszłości. Przykładem materializacji takiego zbioru ideowego mogą być popiersia ustawione w krakowskim Parku im. dr. Henryka Jordana. Jedną z podgrup stanowią tutaj autorzy powieści, dramatów i wierszy, twórcy polskiego języka literackiego, jaki stał się punktem wyjścia dla nauki i edukacji w II Rzeczpospolitej. Na marginesie: o historyczności tegoż panteonu świadczyć mogą dodatkowe tabliczki informacyjne, umieszczane przed starszymi niż dwie dekady pomnikami. Część tychże postaci nie jest znane młodym pokoleniom, ze względu na zmiany w oświatowym oraz ogólnokulturalnym kanonie. Wśród postaci z tego dostojnego grona znalazło się dwóch wybitnych liryków okresu romantyzmu, tak wielkich i ważnych iż cały czas kojarzonych przez młodzież – to Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. Żaden z nich za życia nie przybył do Krakowa, jednak miasto i jego „starożytne” pamiątki nie było im ideowo obce. Doczesne szczątki obydwu poetów znalazły swoje ostateczne miejsce w naszym mieście. Mickiewicz został ponadto uhonorowany m.in. wspaniałym pomnikiem w centralnym puncie Rynku Głównego – pomiędzy Sukiennicami a kościołem Najświętszej Marii Panny. Konkurującego z nim za życia, drugiego wieszcza narodowego, aż taki honor nie spotkał, jednak pomysł postawienia drugiego pomnika na płycie Rynku Głównego narodził się dopiero w XXI w. i urzeczywistnił się w postaci majestatycznej rzeźby autorstwa Igora Mitoraja. Z drugiej strony, kto wie, może ten uznany na świecie rzeźbiarz, przy projektowaniu słynnej „głowy”, odniósł się do idei tożsamych do myśli pochodzącego z Krzemieńca poety? Sztuka nie jedno ma imię.
Powracając jednak ze świata idei artystycznych na twardy grunt historii, warto wspomnieć iż twórczość wielkiego romantyka była inspiracją dla krakowskich spiskowców niepodległościowych już w latach trzydziestych XIX w. Dowodem na to jest znaleziony przez rosyjskiego agenta Sołowiewicza, egzemplarza „Kordiana”, tak zniszczonego przez użytkowanie zgodne z przeznaczeniem, co dowodziło iż przeszedł on przez wiele rąk ludzi szczerze zainteresowanych treścią publikacji. Pierwszą z kolei krakowską pamiątką w przestrzeni miejskiej, która związana by była z narodowym poetą, była tablica epitafijna ozdobiona medalem, którą matka J. Słowackiego ufundowała do kościoła św. Anny. W 1884 r. z kolei na krakowskich Plantach znalazł swoje miejsce pomnik ukazujący Lilię Wenedę grającą na harfie, aby ujarzmić oplatające ją węże. Pierwotna rzeźba wykonana została z kamienia pińczowskiego, jednak po jej zniszczeniu zastąpiono ją brązowym odlewem z 1897 r. Na przełomie wieków kształtował się w Krakowie kult twórczości Słowackiego. Jednym z jego piewców był młodopolski malarz Jacek Malczewski, który w dziele „Śmierć Ellenai” w formie graficznej przedstawił spisaną wizję wieszcza.
Twórczość Juliusza Słowackiego od lat jest bardzo wysoko oceniana i przytaczana w edukacji humanistycznej kolejnych pokoleń wykształconych Polaków. Wertując dzieła wielkiego romantyka, znaleźć możemy nawiązania do Krakowa (m.in. w „Beniowskim”, „Złotej czaszce” i „Królu Duchu”). Dramaty Słowackiego do dzisiaj są grywane w krakowskich teatrach. Kilka z nich miało nawet pod Wawelem swoją krajową premierę, np. „Mazepa”, – 5 czerwca 1851 r. W 1909 r. zaś – w ramach obchodów 100-lecia urodzin artysty – nadano jego imię nowemu teatrowi miejskiemu, znajdującemu się w niedalekiej odległości od dworca kolejowego. Przed I wojną światową teatr krakowski przyciągał widzów nie tylko z Galicji. Chętnie przybywali tutaj także Polacy spoza kordonów granicznych. Dla germanizowanych bądź rusyfikowanych Polaków, udział w przedstawieniach w ojczystym języku był zapewne wielkim przeżyciem. Na przełomie XIX i XX w. Kraków mógł być uważany za stolicę polskiego teatru, gdyż tutaj najwyższy był poziom artystyczny w tej dziedzinie. Obecnie Teatr im. J. Słowackiego jest to instytucja kultury Województwa Małopolskiego, a piękno budynku powoduje, iż wielu – nawet niekoniecznie zorientowanych w przeznaczeniu gmachu – turystów fotografuje się na tle obiektu, będącego jednym z symboli centrum miasta.
Juliusz Słowacki zmarł w wieku zaledwie 40 lat i został pochowany w Paryżu. Już w setną rocznicę jego urodzin, specjalny komitet zamierzał sprowadzić szczątki poety i pochować je w katedrze wawelskiej. Wcześniej w okresie narodowej niewoli, spoczęły już tutaj szczątki: księcia Józefa Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszki i Adama Mickiewicza. Pogrzeby narodowych bohaterów stawały się wielkimi demonstracjami patriotycznymi. Dawały one okazję do manifestowania jedności Polaków, którzy zostali rozdzieleni przez decyzje polityczne obcych mocarstw. Te ceremonie świadczyły ponadto o woli politycznej, woli ponownego zjednoczenia w niepodległym państwie i woli świadomej dotychczasowych porażek i ofiar poniesionych na drodze walki zbrojnej z zaborcami.
Do planowanej operacji nie doszło, ponieważ sprzeciwiły się jej ówczesne władze kościelne Krakowa, na czele z kardynałem Janem Puzyną. Hierarcha znany był z zachowawczych poglądów i lojalistycznej postawy wobec władz cesarskich w Wiedniu. Niektórzy upatrywali, iż przyczyną postawy kniazia Puzyny do postaci Słowackiego, był krytyczny wobec papiestwa wymiar jednego z wątków zawartych w „Kordianie”. Ideę wawelskiego uhonorowania poety popierali z kolei ówcześni studenci krakowscy, którzy zorganizowali wiec w tej sprawie. Zebrani wystosowali rezolucję, w której napisano: „młodzież polska zebrana na wiecu ogólnoakademickim podnosi uroczysty protest przeciwko stanowisku kardynała Puzyny, stojącemu w poprzek woli całego narodu polskiego, i jednomyślną uchwałą jeszcze raz podkreśla swoje żądanie, by wielki wieszcz leżał w polskim Panteonie”. Lewicujący studenci kilkakrotnie urządzali demonstracje przed pałacem biskupim. Protesty te okazały się preludium do zdarzeń uniwersyteckich o podłożu antyklerykalnym, skierowanych przeciwko kardynałowi w następnych latach, które jednak dotyczyły już innych spraw niż ponownego pogrzebania szczątków Juliusza Słowackiego w miejscu godnym królów. Owo niedopuszczenie do wawelskiego pochówku poety w 1909 r., było zwycięstwem zachowawczego konserwatyzmu nad duchowymi tendencjami narodowego odrodzenia, które niebawem miały zawładnąć sercami świadomych i światłych Polaków. Bez tej zmiany w myśleniu, choć części Polaków, niemożliwe byłoby utrzymanie odzyskanej w 1918 r. niepodległości. Dowodem na to niech będzie wygrana w walce o wszystko z bolszewicką nawałą w 1920 r.
Do zasygnalizowanej powyżej sprawy wrócono po latach i ostatecznie dopiero 28 czerwca 1927 r. nastąpiło złożenie w podziemiach katedry wawelskiej, sprowadzonych z Francji prochów Juliusza Słowackiego. Była to wielka uroczystość patriotyczna, której celebracja rozpoczęła się jeszcze w Paryżu, skąd drogą wodną przetransportowano ołowianą trumnę do Gdańska, następnie do Warszawy, docelowo zaś – już pociągiem – do Krakowa. Inicjatorem tego najbardziej okazałego wawelskiego pochówku od czasów przedrozbiorowych, był sam Marszałek Józef Piłsudski, który na Wawelu tak żegnał swojego ulubionego liryka: „Słowacki żyje dlatego, że umrzeć nie może. (…) Idzie między Władysławy i Zygmunty, idzie między Jany i Bolesławy. Idzie nie z imieniem, lecz z nazwiskiem, świadcząc także o wielkości pracy i wielkości ducha Polski. (…)”. Warto zacytować tu uczestnika tegoż wydarzenia, wybitnego literata Jarosława Iwaszkiewicza, który na łamach „Wiadomości Literackich” (nr 28 z 10 lipca 1927 r.), zawarł opis wydarzeń ubogacony subiektywnymi przemyśleniami: „Pierwszych słów nie słychać. Ulewny deszcz bębni w parasole tak głośno, że zagłusza wszystko. Ale ledwie Marszałek powiedział parę zdań, deszcz cichnie, gaśnie, ustaje, i mądra, prosta, nieliteracka mowa staje się dostępna dla wszystkich uszu. Porusza w niej Piłsudski zagadnienia wieczne i proste, stylem żołnierskim, (…). Przed ostatniemi słowami duża pauza, a potem: „W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam panom zanieść tę trumnę do krypty królewskiej, – by królom był równy!” – Głosem donośnym, gromkim. Moment kulminacyjny uroczystości. Potem to już tylko tłok i nieporządek w bramie, bitka pod drzwiami katedry”.
Na zakończenie dodam jeszcze jako ciekawostkę, iż w okresie międzywojennym na dziedzińcu wawelskim wystawiono „Księcia Niezłomnego” Słowackiego w inscenizacji wielkiego reżysera scen polskich – nomen omen również Juliusza – Osterwy.
Tekst i rysunki: Artur Jachna