Niedawno minęła kolejna rocznica skoku do okupowanego kraju, który wykonał gen. Leopold Okulicki (1898-1946) cichociemny ps. „Kobra 2”. Wśród jego towarzyszy w drodze na lądowisko o kryptonimie „Kos” w pobliżu położonego na północ od Krakowa Wierzbna, znalazł się Zbigniew Waruszyński, który na angielskiej emigracji napisał wiele wierszy. Była to poezja prosta, wręcz naiwna. Była jednak zapisem wojennych losów setek innych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Paradoksalnie, do sytuacji wielu wojennych emigrantów byłych żołnierzy PSZ, pasuje fragment wiersza z 1939 r. o zupełnie innej wymowie ideowej. Władysław Broniewski w drugiej zwrotce liryka pozostawionego na zawsze bez autorskiego tytułu [Syn podbitego narodu], zawarł tak wiele współgrających tutaj emocji: „Ja na tę ziemię powrócę, ja chcę ją zbawić, ocalić,/ stamtąd chcę światu płonąć serca i pieśni pożarem”.
Leopold Okulicki był synem małorolnego chłopa spod Bochni. Naukę w powiatowym gimnazjum przerwał przyszły generał, aby wstąpić do Legionów Polskich. Po tzw. kryzysie przysięgowym, został wcielony do armii austriackiej, z której zdezerterował. W Krakowie wstąpił w szeregi Polskiej Organizacji Wojskowej, jesienią 1918 r. brał udział w rozbrajaniu Austriaków, a dalsze szlify wojskowe zdobywał już w mundurze żołnierza Wojska Polskiego uczestnicząc w wojnach polsko-ukraińskiej i polsko-bolszewickiej. Po ukończeniu Wyższej Szkoły Wojennej, pełnił rozmaite funkcje dochodząc do stopnia podpułkownika i pracy w Sztabie Głównym WP. Po wojnie obronnej 1939 r., pozostał w kraju i włączył się w organizację Służby Zwycięstwu Polski, a następnie Związku Walki Zbrojnej (inspektor Komendy Głównej w Warszawie a potem we Lwowie). W styczniu 1941 r. Leopold Okulicki został aresztowany przez sowietów i uwięziony w okrytym złą sławą więzieniu na Łubiance. Po układzie Sikorski-Majski, został zwolniony i zgłosił się do Armii Polskiej, formującej się w Buzułuku. W stopniu pułkownika szefował jej sztabem, wyszedł z Sowietów do Iranu, a następnie dotarł do Wielkiej Brytanii, skąd – poprzez bazę we włoskim Brindisi – wrócił do okupowanego przez Niemców kraju.
Generał Leopold Okulicki był najwyższym stopniem oficerem, który podjął się trudów misji cichociemnego. Jako zastępca Komendanta Głównego Armii Krajowej, wziął udział w powstaniu warszawskim, po którego upadku wyszedł z miasta wraz z ludnością cywilną, został – jak pokazała później historia – ostatnim Komendantem Głównym AK. Jednym z pierwszych rozkazów „Niedźwiadka” było wstrzymanie akcji „Burza” (była ona klęską polityczną, militarnie do pewnego stopnia sukcesem) i polecenie ograniczenia walki z Niemcami do działań dywersyjnych i obrony ludności cywilnej. Pracę utrudniał mu – podobnie jak jego poprzednikowi gen. Tadeuszowi Komorowskiemu ps. „Bór” – brak talentów politycznych. Komendant Okulicki, nie widząc dalszego sensu dotychczasowej formy działalności, reagując na zmienioną sytuację wewnętrzną, 19 stycznia 1945 r. formalnie rozwiązał największą podziemną armię w tej części okupowanej Europy. Warto tutaj przytoczyć fragment gorzkiego wiersza Kazimierza Wierzyńskiego pt. „Na rozwiązanie Armii Krajowej”: „Za dywizję wołyńską, nie kwiatki i wianki – Szubienica w Lublinie. Ojczyste Majdanki./ Za sygnał na północy, Bój pod Nowogródkiem – Długi urlop w więzieniu. Długi i ze skutkiem./ Za bój o naszą Rossę, Ostrą Bramę, Wilno – Sucha gałąź lub zsyłka na rozpacz bezsilną. […]”. Wiadome było, że utrzymanie w konspiracji ok. 400 tys. organizacji nie jest możliwe, jednak ostatni rozkaz nie oznaczał przyzwolenia na ujawienie się, ponieważ zachowano sztaby z żołdem i zabezpieczonymi „papierami” dla oficerów, ukrywano broń, utrzymano ciągłość pracy sieci łączności a także gromadzono informacje na temat działań politycznych i wojskowych Sowietów oraz o kolaborujących z nimi Polaków.
Leopold Okulicki kontynuował swoją pracę konspiracyjną na czele organizacji „Nie” („Niepodległość”). Tworzona była ona już od wiosny 1944 r. pod kierownictwem Augusta Emila Fieldorfa ps. „Nil”, a jej głównym zadaniem było zapewnienie łączności z polskim Londynem a także działania wywiadowcze, kontrwywiadowcze i w razie potrzeby organizacja samoobrony. Niestety, Fieldorf został zatrzymany (trafił na zesłanie nierozpoznany przez NKWD, za handel obcą walutą), a praca Okulickiego w „Nie” trwała bardzo krótko, niestety prowadzona była ona mało efektywnie w warunkach wzrastającego chaosu i napięcia. Generał znowu trafił do lochów Łubianki. Tym razem, wraz z piętnastoma innymi przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego, sądzonymi w tzw. Procesie Szesnastu przez Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRR. Ci wojskowi i politycy zostali przez bieg wydarzeń postawieni w sytuacji bez wyjścia – gdyby nie stawili się na rozmowy z przedstawicielami Sowietów, byłby to pretekst do oskarżeń polskiego podziemia związanego z Zachodem o kolaborację z Niemcami. Z punktu widzenia Armii Czerwonej niedopuszczalne było istnienie tysięcy przeszkolonych i gotowych do działania ludzi na ich tyłach, w sytuacji gdy nadal trwała wojna z hitlerowcami. Polscy przywódcy, pomni tego co działo się na Kresach, wiedzieli że nie można ufać wysłannikom Józefa Stalina. Pełniący obowiązki naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, gen. Władysław Anders w tajnej depeszy wysłanej z Londynu 7 maja 1945 r. zlikwidował organizację „Nie”. Wobec aresztowań Okulickiego i Fieldorfa oraz rozpracowania „Niepodległości” przez nowych okupantów Polski, decyzja taka była koniecznością. Powołana została Delegatura Sił Zbrojnych, a jej dowództwo powierzono byłemu zastępcy Okulickiego w AK, płk. Janowi Rzepeckiemu.
Proces Szesnastu miał miejsce w tej samej sali Domu Związków Zawodowych w Moskwie, w której w latach trzydziestych odbywały się głośne procesy pokazowe przywódców sowieckich, skazywanych na śmierć na osobiste polecenie Stalina. Leopold Okulicki został skazany na najwyższą z zasądzonych kar tj. 10 lat pozbawienia wolności, jednak w więzieniu Butyrki pod Moskwą nie dożył Świąt Bożego Narodzenia 1946 r. Rosjanie w dokumentacji więziennej, użyli sformułowania bardzo często stosowanego przez Niemców w wypadku zmarłych więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz – osadzony zmarł na atak serca. Istnieje niepotwierdzona relacja, że Polak został zamordowany. Takie świadectwo mieli dać osadzeni w celi obok Generała. Zwłoki oficera spalono i wrzucono do mogiły zbiorowej na cmentarzu dońskim w Moskwie. Przez lata komunizmu niemożliwe były obiektywne badania biograficzne tej niepospolitej postaci, lecz w ostatnim trzydziestoleciu znaleźli się historycy, na czele ze zmarłym tragicznie w Smoleńsku Januszem Kurtyką, którzy starali się swoimi pracami wypełnić tę lukę w polskiej historiografii. Godną formą uhonorowania działalności postaci historycznej jest przyjmowanie jej imienia przez instytucje działające w kolejnych epokach. Tutaj przykładem takiego nawiązania do AK-owskich tradycji „Kobry 2” było przyjęcie imienia gen. bryg. Leopolda Okulickiego przez 11. Małopolską Brygadę Obrony Terytorialnej. Mottem zapisanym na mundurze są dla nich słowa: „zawsze gotowi, zawsze blisko”, ponieważ mają stanowić pomoc dla ludności cywilnej w obliczu zagrożeń niemilitarnych, takich jak katastrofy i klęski żywiołowe. Doroczne święto małopolskich „terytorialsów” ustanowione zostało na dzień 22 maja, czyli w rocznicę zrzutu Okulickiego jako cichociemnego do okupowanej przez Niemców Ojczyzny.
Tekst i fotografie: Artur Jachna