Rozmowa z prof. dr. hab. Andrzejem Marcem, mediewistą z Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego
Czym było Królestwo Bolesława Chrobrego? Co możemy o nim powiedzieć, posługując się pojęciami bliskimi odbiorcy z XXI wieku?
– To pytanie fundamentalne, ponieważ wszystkim nam się wydaje, że skoro władca się koronował, to powstało królestwo. Wyobrażamy sobie prężny organizm polityczny, którym rządzi monarcha w koronie. Przykładamy miary, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni, czyli perspektywę nowożytnego patrzenia na suwerenność, na organizm państwowy.
Jakie drogi prowadziły Bolesława do koronacji? Ani kroniki Galla Anonima i Wincentego Kadłubka, ani czeska kronika Kosmasa, ani znane nam latopisy, nie dają satysfakcjonującej odpowiedzi. Przede wszystkim podkreślany jest rok 1000, czyli Zjazd Gnieźnieński. I u Galla, i później u Kadłubka, został on podniesiony do rangi jednego z najważniejszych epizodów z życia Chrobrego, już wówczas przedstawianego jako wybitny władca.
Kiedy analizujemy współczesną politykę, wiemy że za przywódcami stoi elita, której przedstawiciele pełnią formalne funkcje albo są ludźmi cienia. Wpływają na decyzje władcy, mają swoje interesy, rywalizują ze sobą. Czy wtedy było podobnie?
– Myślę, że spośród wszystkich elementów, które możemy porównywać do współczesności, natura ludzka jest najbardziej podobna. Te same ambicje i pożądania kierują człowieczymi działaniami. Niestety źródła nie wzmiankują konkretnych ludzi z otoczenia Chrobrego. Nie możemy prześledzić ich karier, zarysować mapy wpływów.
Paradoksalnie więcej wiemy o dawnych doradcach Mieszka I: Odylenie i Przybywoju. Po śmierci księcia, któremu służyli, zostali zniszczeni przez Chrobrego – oślepieni, aby uczynić ich niezdolnymi do publicznej działalności. Być może Chrobry wygnał ich z kraju razem z wdową po Mieszku I, Odą i jej dziećmi. Jak pamiętamy, pierwszy król Polski w radykalny sposób pozbawił macochę i przyrodnie rodzeństwo wpływu na dalsze losy państwa piastowskiego.
Każdy, kto dochodzi do władzy, chce odsunąć rywali i postawić na swoich ludzi.
– I nie inaczej było wtedy. Monarcha stał na czele dobrze zorganizowanej, skutecznej w działaniu drużyny wojów, którzy stanowili podstawowy aparat władzy. Ci drużynnicy, których było zapewne dosyć sporo, stawali się zaczynem elity politycznej. Władza oparta była o system grodowy. Grody, których relikty możemy jeszcze dzisiaj oglądać, stanowiły swoiste centra zarządu administracyjnego.
Rywalizowały między sobą?
– Może to zbyt daleko idące sformułowanie, ale bez wątpienia kontrola nad grodami lub ich ewentualne zniszczenie, jeżeli kontroli nie dało się utrzymać, były działaniami kluczowymi dla sprawowania władzy. Wiadomo, że w Wielkopolsce i na Kujawach grodów było więcej niż w ziemi krakowskiej czy ziemi sandomierskiej. Konsolidacja wewnętrzna rodzącego się państwa piastowskiego nie do końca jest jasna. Na pewno terytorialna jedność i unitarność nie były czymś bezdyskusyjnym.
Już sam fakt przyłączenia Małopolski i Śląska w późnym okresie panowania Mieszka I spowodował, że te prowincje weszły w skład państwa piastowskiego jako samodzielnie już uformowane terytoria. Miały przeszłość ukształtowaną wcześniejszą przynależnością do władztwa Przemyślidów. To powodowało wewnętrzne podziały. Prowincje były dość wyraziście od siebie odróżnialne i w pewien sposób samodzielne w zarządzaniu. Ze źródeł późniejszych, dwunastowiecznych, wiemy, że zarządcy prowincji dysponowali dużą władzą.
Receptą na osłabianie zbyt dużych wpływów własnego zaplecza jest zawsze posiłkowanie się doradcami z zewnątrz.
– W dobie intensywnego chrystianizowania władztwa na pewno przybywali z Europy duchowni, którzy liczyli, że zrealizowanie kariery w takim miejscu będzie łatwiejsze i bardziej efektywne, przybywali niesieni też poczuciem misji ewangelizacyjnej. Rola takich zewnętrznych doradców mogła być i niejednokrotnie była duża. Konsolidowanie władzy w rękach jednego księcia, który sięgnąć chciał po królewską godność, stanowiło szansę dla inteligentnych i ambitnych jednostek… Z drugiej strony przy jednym władcy mogło zabraknąć miejsca dla wszystkich ambitnych, mogło to rodzić niepokój i dążenie do zabezpieczenia jakiegoś udziału we władzy dla innych członków dynastii. Wtedy była szansa na utrzymanie wpływów przez szerszy krąg elity politycznej.
Pisał Pan o tym przed laty w „Teologii Politycznej”: Królewskość piastowskiej władzy i dążenia do zdobycia korony przez przedstawicieli dynastii ulegały daleko idącej ewolucji, która była ściśle związana z głębokimi, szczególnie w stuleciu XII, przemianami całej łacińskiej Europy. Pierwsze próby osiągnięcia królewskiej korony przez potomków Mieszka I natrafiły, zdaje się, przede wszystkim na opór ich współziomków, którzy nie widzieli powodu, żeby zmieniać istniejący zwyczaj władzy dzielonej między wszystkich przedstawicieli rodu panującego. Każdy z nich miał prawo do współudziału w panowaniu, choć w praktyce nierównego, a zdanie to podzielali także możni tworzący zaplecze władzy Piastów. Król wprowadzał poważne zamieszanie w tym niestabilnym, ale uznanym powszechnie systemie. Skąd ta hipoteza? Czy to tylko koncepcja intelektualna, czy analiza znajdująca twarde oparcie w źródłach?
– Jest to interpretacja nielicznych śladów, jakimi dysponujemy, oparta także na obserwacji porównawczej. Przede wszystkim państwa Przemyślidów, na które zawsze warto zwracać uwagę, myśląc o państwie Piastów, ponieważ oba te organizmy rozwijały się niemalże równolegle w podobny sposób. I napotykały na podobne problemy.
W przypadku korony piastowskiej i Bolesław Chrobry, i Mieszko II cieszyli się nią krótko. Chrobry zmarł, ale Mieszko II od samego początku swojego panowania zaczął mieć kłopoty, z którymi nie był w stanie sobie poradzić. No i Bolesław Szczodry, wnuk Mieszka II, natychmiast po koronacji popadł w tajemniczy, radykalny konflikt, który skończył się jego upadkiem. Z czego to wynikało, na czym polegał problem ze stabilizacją władzy królewskiej?
Z lekcji historii wiemy, że Bolesław Chrobry był po prostu władcą utalentowanym, silnym przywódcą, a jego potomkowie niekoniecznie odziedziczyli te przymioty.
– I jak umarł, to Mieszko II okazał się za słaby, a do tego napadli na nas Niemcy, Rusini, Węgrzy, Czesi i jeszcze poganie się zbuntowali? Nagle wszystkie siły zła skierowały się przeciwko koronie królewskiej?
No tak się uczyliśmy w szkole wszyscy.
– Tak, to pogląd tak silnie ugruntowany, że chyba nigdy się go nie pozbędziemy. No ale pojawia się cały szereg problemów, które wynikają z naszej niewiedzy o początkach władztwa piastowskiego. Jaka była kondycja dynastii? Jakie były wewnętrzne prawa rządzące sprawowaniem i dziedziczeniem władzy? To samo u Przemyślidów, u Arpadów na Węgrzech. Choć oni utrzymali koronę królewską, to i tam pojawiają się poważne napięcia związane z działaniem dynastii.
Istniało, co zresztą w rozbiciu dzielnicowym znalazło realizację najbardziej sformalizowaną, głębokie przekonanie, że król królem, ale każdy męski przedstawiciel dynastii ma prawo do udziału we władzy. Jak to prawo miało być realizowane? Czy to powinien być mechanizm – nawiązując do terminu ze stosunków własnościowych – jak w przypadku niedziału majątkowego? Bracia rządzący razem, z których każdy ma równy głos w rządzeniu, tak jak w rodzinnym dobytku? Jak to urządzić, aby wszyscy byli zadowoleni? To permanentne napięcie w dynastii na pewno istniało. Chrobry natychmiast po śmierci ojca pozbył się przyrodniego rodzeństwa i wdowy. Z kolei po jego śmierci oprócz Bezpryma, czyli najstarszego syna Chrobrego, pojawili się potomkowie przyrodnich braci, którzy również zażądali udziału we władzy.
Czyli kłótnia od samego początku?
– To napięcie może nam się wydawać negatywne, ale trzeba sobie uświadomić, że w tamtych czasach uchodziło prawdopodobnie za coś oczywistego. Władztwo piastowskie, jak i państwo Przemyślidów, to nie były od wieków funkcjonujące władztwa. Powstały dopiero co i nie doszło jeszcze w nich do utrwalenia stabilnej zasady następstwa władzy. Zresztą czy taki stabilny system powstał tak naprawdę kiedykolwiek?
Bolesław Chrobry od początku rozumiał wyzwanie. Dlatego potrzebował mocnych symboli. Zjazd Gnieźnieński był najważniejszym wydarzeniem politycznym, które dało mu narzędzia do realizacji projektu sięgnięcia po koronę. To właśnie wizyta cesarza rzymskiego w Gnieźnie, nałożenie diademu na głowę Chrobrego, podniesienie go w ten sposób publicznie do rangi przyjaciela cesarza, budowało potęgę władcy. Niektórzy twierdzą, że to już była koronacja. Status króla jako monarchy nie jest wówczas w całej Europie, szczególnie Środkowo-Wschodniej, jasny i ujednolicony. Liczył się przede wszystkim cesarz rzymski. Przecież dopiero wtedy Kapetyngowie budowali własne królestwo na gruzach dawnej monarchii karolińskiej.
Chrobry realizował ambitny plan, zapewne myśląc, że dzięki sformowaniu na nowo podstaw legitymizujących władzę rzeczywiście ją wzmocni i przekroczy pewną granicę stabilizacji politycznej. Ale przychylny mu Otton umarł już na początku 1002 roku. Bolesław musiał zmierzyć się ze zmiennością poparcia chrześcijańskiego centrum, gdzie władza też nie była stabilna. I nie tylko Chrobry stara się o akceptację cesarską, robią to też Przemyślidzi i Arpadowie, każdy we własnym interesie.
Czyli trzeba było jednocześnie rywalizować w – jakbyśmy dziś powiedzieli – globalnej grze i rozwiązywać problemy w rodzinie.
– Tak, korona wynosiła jednego ponad wszystkich. Stawiała przed tym, który nosił, odpowiedzialność i jednocześnie budziła zazdrość. Władca jest jeden, pochodzi z boskiego namaszczenia. Za nim stoi potęga chrześcijaństwa. Jest pomazańcem bożym, co automatycznie wprowadza logiczną konsekwencję, czyli dziedziczenie tejże władzy i godności przez bezpośrednich potomków króla, tym samym znaczenie pozostałych członków dynastii radyklanie spadało. Tak pewnie pomyślał Chrobry, kiedy namaścił Mieszka II na swojego następcę. W tej linii władza miała być dziedziczona.
A kiedy wśród pretendentów są kłótnie, to ujawniają się i ambicje ich popleczników, i pokusa wykreowania nowych ośrodków władzy, spoza grona toczących spór?
– Dowodem, że monopol dynastii nie był oczywisty, jest historia słynnego Miecława, który wyrósł na władcę Mazowsza w momencie kryzysu państwa. Po śmierci Mieszka II, po buncie pogańskim i najeździe czeskim, uciekający przed buntownikami i przed najeźdźcami – jak zanotował Gall Anonim – udawali się na Mazowsze, gdzie władzę objął dawny cześnik Mieszka II, czyli Miecław. Kiedy Kazimierz Odnowiciel wrócił do kraju z wygnania, okazało się, że nie tylko Miecław nie chce mu się podporządkować, ale wszyscy Mazowszanie stanęli za uzurpatorem. Gall zauważa gorzko, że Kazimierz nie tylko musiał oczyścić kraj z wrogów i najeźdźców, ale największą walkę przyszło mu stoczyć ze swoimi.
Ostatecznie Miecław przegrał i bardzo wielu Mazowszan zostało wymordowanych w walce. To był koniec ostatnich przedstawicieli elity politycznej państwa Chrobrego. Kazimierz Odnowiciel zaplecze władzy musiał budować od nowa i jeżeli chcemy mówić o genezie średniowiecznych polskich możnych i rycerstwa, to sięgać winniśmy chyba najdalej do panowania Kazimierza Odnowiciela.
Nieco ponad sto lat po śmierci Chrobrego mamy rozbicie dzielnicowe i prawie dwa stulecia do nadejścia Władysława Łokietka. Z korony Bolesława pozostał tylko mit.
– Tak, choć nie miejsce tu i czas na rozważania o tzw. rozbiciu dzielnicowym. Mit Chrobrego okazał się jednak bardzo trwały i użyteczny. Stworzył go Gall Anonim, aby zbudować fundament tradycji dynastycznej Piastów. Z jego kroniki znamy Chrobrego jako człowieka doskonałego pod każdym względem. To władca skuteczny politycznie, bezwzględny, sprytny, mądry przyjaciel cesarza. W XIV wieku, gdy istnieje potrzeba ideowego uzasadnienia budowy silnego Królestwa, Chrobry jest już kamieniem węgielnym, fundamentem myślenia o Polsce. A zatem w ostatecznym rozrachunku zwycięża.
Tekst: malopolska.pl/fot. Domena publiczna