15 sierpnia – dzień wielkiego zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 r. oraz dzień Wojska Polskiego

“W dniu tym wojsko i społeczeństwo czci chwałę oręża polskiego, której uosobieniem i wyrazem jest żołnierz. W rocznicę wiekopomnego rozgromienia nawały bolszewickiej pod Warszawą święci się pamięć poległych w walkach z wiekowym wrogiem o całość i niepodległość Polski”
Słowa ministra spraw wojskowych gen. broni Stanisława Szeptyckiego z rozkazu nr 126 z dnia 4 sierpnia 1923 r.  ustanawiający Święto Żołnierza Do tej tradycji nawiązuje  Święto  Wojska Polskiego obchodzone 15 sierpnia – w dzień zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 r. Obowiązuje ono, na mocy ustawy sejmowej z 30 lipca 1992 r. o ustanowieniu Święta Wojska Polskiego

BITWA WARSZAWSKA
Z prof. Andrzejem Nowakiem
rozmawia Ewa Zientara

Czy możliwe było porozumienie między Polską a Rosją sowiecką w 1919 albo 1920 r., czy też wojna była nieunikniona?

Praktycznie rzecz biorąc, wojna toczyła się od nocy sylwestrowej z 31 grudnia 1918 roku na 1 stycznia 1919, to jest od chwili, gdy Armia Czerwona, realizując plan polityczny nakreślony przez biuro polityczne partii bolszewickiej, podjęła “rekonkwistę” terenów byłego Imperium Rosyjskiego i zaczęła posuwać się w ślad za wycofującymi się wojskami niemieckimi. Celem tej operacji, wszczętej w listopadzie 1918 roku, było nie tylko odzyskanie kontroli nad obszarami utraconymi na rzecz Niemiec w wyniku pokoju brzeskiego. Cel był bardziej ambitny i zasadniczo sprzeczny z racją istnienia niepodległego państwa polskiego. Chodziło o dojście do centrum rewolucji europejskiej, jakie przywódcy partii bolszewickiej spodziewali się znaleźć w Niemczech. Nie bez racji, ponieważ właśnie tam był najliczniejszy proletariat, największy przemysł, a w listopadzie 1918 wybuchła rewolucja. Bolszewicy liczyli na jej dynamiczny przebieg. Nawet po stłumieniu pierwszych jej objawów wciąż mieli nadzieję, że rewolucja będzie się odradzała i postępowała dalej. W tym celu trzeba było obalić – jak to ujął Józef Stalin w swoim artykule z listopada 1918 roku – “polskie przepierzenie”. Pod takim właśnie tytułem ukazał się artykuł w wydawanym przez niego, jako komisarza ds. narodowości, czasopiśmie “Żyzn nacjonalnostiej”, który dokładnie oddawał istotę polityki sowieckiej wobec Polski. Polskoje sriedostienje, czyli “polskie przepierzenie”, to była taka cienka ścianka działowa między dwoma istotnymi centrami światowej rewolucji, Moskwą i Berlinem. Trzeba było je obalić. Armia Czerwona podjęła to zadanie, przechodząc przez obszary Białorusi, Litwy i 31 grudnia 1918 roku wkraczając do Wilna. Od tego momentu zaczynają się starcia między oddziałami polskimi a Armią Czerwoną. Marsz ten został zatrzymany przez Wojsko Polskie organizowane pod dowództwem Józefa Piłsudskiego.

Plac Łuski w Wilnie 19 kwietnia 1919 r. Przegląd polskich oddziałów. Na zdjęciu Józef Piłsudski, Edward Rydz-Śmigły, Kazimierz Sosnkowski, Stanisław Szeptycki

W lutym 1919 uformował się ciągły front. Bolszewicy stracili inicjatywę, kiedy musieli zmierzyć się z wewnętrznym wrogiem, czyli białą Rosją, która dała znać o sobie dopiero w pierwszych miesiącach roku 1919. Wtedy bolszewicy musieli powstrzymać swój marsz na zachód i zająć się wojną domową. Ale plan rozszerzenia rewolucji na zachód pozostał i to było najważniejsze. Dodajmy jeszcze, że pierwszym politycznym symbolem tego planu stało się powołanie sowieckiego rządu dla Polski. Nie dopiero w lipcu 1920 roku, jak uczymy się w podręcznikach, kiedy to w Białymstoku powołano Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski z Marchlewskim na czele, ale już w styczniu 1919 ustanowiono taki Polrewowojensowiet, czyli Polską Radę Wojskowo-Rewolucyjną. To, że ten rząd nie zainstalował się w Warszawie już na początku 1919, było wynikiem splotu dwóch istotnych okoliczności. Pierwszą była energiczna obrona ze strony Wojska Polskiego pod dowództwem Józefa Piłsudskiego, a drugą tymczasowa zmiana priorytetów przez Armię Czerwoną, wskutek konieczności zmierzenia się z wrogiem wewnętrznym. Moskwa mogła zacząć myśleć o marszu na zachód ku Berlinowi dopiero po rozprawieniu się z białą Rosją, a to stało się w końcu 1919 roku. Wszystko wskazuje na to, że strategiczny konflikt między dążeniem Rosji sowieckiej do rozbicia “polskiego przepierzenia” w celu dojścia do Berlina a istnieniem państwa polskiego był nieuchronny. Można było liczyć na chwilowe odroczenie parcia komunistów na zachód ku Niemcom, ale stała tendencja pozostawała ta sama. W tym sensie konflikt – powtórzmy to jeszcze raz – był nieuchronny.

Czy w bolszewickim planie Polska miała zostać sowiecką republiką, czy też chciano pozostawić jej jakąś namiastkę niezależności?

 

W planach kierownictwa sowieckiego leżała Europejska Republika Rad, czyli wspólnota republik sowieckich. Było w niej miejsce dla odrębnej Polskiej Republiki Sowieckiej, ale jej kształt i znaczenie było zakreślone niezmiernie wąsko ze względu na to, że w optyce bolszewickiej najważniejsza była oś Moskwa-Berlin. Na rzecz zaspokojenia i jednocześnie przyciągnięcia potencjalnego sojusznika tej osi, czyli czerwonych Niemiec, bolszewicy byli zdecydowani tak okroić tę sowiecką Polskę, aby jak najbardziej odpowiadała ona towarzyszom z Berlina. W tym sensie ani Śląsk, ani Pomorze nie należałyby do Polskiej Republiki Sowieckiej.

Polski plakat z wojny polsko -bolszewickiej

Co prawda, taki ostateczny plan graniczny nigdy nie został nakreślony, ale wiemy, że komuniści niemieccy jednoznacznie domagali się Śląska i Pomorza i nic nie wskazuje na to, aby strona sowiecka wnosiła tutaj jakikolwiek sprzeciw. Natomiast komuniści polskiego pochodzenia nie byli gotowi do żadnych sporów w tym zakresie. Jeden z nich, Adolf Warski, podkreślał wielokrotnie, że najważniejsze są interesy stolicy światowego proletariatu, czyli Moskwy. Można było sobie wyobrazić także drugą stolicę – Berlin, ale tak czy inaczej w interpretacji Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, późniejszej KPP, interesy polskiego proletariatu i komunistów polskich były świadomie podporządkowane interesom tych dwóch sił dominujących w rewolucji europejskiej.

Jaki wpływ na sytuację w 1919 i 1920 roku miała sprawa ukraińska?

Ze względu na ujawnioną w 1918 roku wielkość i wagę sprawy ukraińskiej w Europie – oczywiście ogromny. Otóż przypomnijmy, że w lutym tego roku na froncie wschodnim jeszcze zwycięskie cesarskie Niemcy postawiły na Wielką Ukrainę jako na swego partnera, albo raczej narzędzie-partnera. Z jednej strony chciały zaszachować Rosję zmuszając ją do podpisania takiego pokoju, jaki podyktuje Berlin, co też stało się kilka tygodni później w przyjętym przez bolszewików drugim pokoju brzeskim. Jednocześnie ta sama Wielka Ukraina, jako partner i narzędzie planów niemieckich, miała ograniczyć i pohamować polskie apetyty do stworzenia silnego państwa na granicy z Niemcami. Pokój brzeski zawarty z Ukrainą w lutym 1918 pokazał zachodnim aliantom istnienie nowego, wielkiego państwa, które może być ważnym graczem na strategicznej scenie Europy Wschodniej. Kluczowe było oczywiście zachowanie ludności Ukrainy.

Po załamaniu się Niemiec w listopadzie 1918 roku wiadomo było, że ten czynnik chwilowo traci znaczenie. Ukraina nie będzie w tym momencie narzędziem wpływów niemieckich, a Niemcy nie będą organizować państwowości ukraińskiej ani ochraniać jej swoją siłą militarną. Pozostawały inne wyjścia. Jedno tworzyli bolszewicy i ich ofensywa w celu stworzenia sowieckiej Ukrainy. Drugim wyjściem był program niepodległej Ukrainy reprezentowany przez Symena Petlurę, naczelnego dowódcę, czyli głównego atamana sił Ukraińskiej Republiki Ludowej, która powstała w Kijowie. Program utworzenia niepodległej Ukrainy musiał znaleźć partnera, aby obronić się przed bolszewickim zagrożeniem idącym od wschodu. Takim partnerem po upadku Niemiec mogła być tylko Polska. Ale tu znów pojawiało się pytanie: ilu zwolenników wśród ludności ukraińskiej pociągnie za sobą Petlura? Trzecie rozwiązanie, które na krótko wydawało się realne w roku 1919, to postawienie na Białą Rosję, które oznaczałoby powrót do stanu sprzed 1917 roku. Ukraina istniałaby w ramach Wielkiej Rosji, być może z szerszą autonomią, choć wciąż w strukturach państwa rosyjskiego. Ale to trzecie rozwiązanie zostało wyeliminowane poprzez klęskę białych w ciągu 1919 roku. Pozostały dwa: sowiecka Ukraina z bolszewikami albo Ukraina walcząca o niepodległość opierając się na Polsce.

Trzeba jeszcze podkreślić, że ludność ukraińska była bardzo zmęczona trwającą wojną. Od 1917 roku okupacja Kijowa zmieniała się kilkunastokrotnie. Bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na postawę ludności było to, że duże miasta nie były w sensie etnicznym ukraińskie. Tego zwolennicy niepodległości Ukrainy nie wzięli pod uwagę. Miasta były etnicznie polskie, rosyjskie i żydowskie. Ukraińska była wieś, ale w nowoczesnym państwie to nie wystarczy. Elity niepodległościowe były zbyt szczupłe, a świadomość narodowej odrębności, wyrażająca się w konsekwentnym dążeniu do odrębnego państwa, zbyt słaba, aby program Petlury zdobył silne poparcie. Dlatego okazał się mniejszościowy. Masy ludności chłopskiej szukały przede wszystkim zaspokojenia swoich celów społecznych czy społeczno-ekonomicznych. W tym sensie obietnica bolszewicka okazała się dla dużej części tego społeczeństwa czymś bliższym niż walka o własne państwo. Nade wszystko dominowało zmęczenie i znużenie. Kto miał przewagę, kto pierwszy mógł zapewnić ustanie wojny, ten miał największe szanse na poparcie.

Piłsudski zdawał sobie z tego sprawę, kiedy w roku 1920, współpracując z Petlurą, świadomie podjął grę kartą ukraińską. Zakładał, że uderzenie na Kijów, podjęte przez niego na kolejnym etapie wojny polsko-sowieckiej w kwietniu tego roku, stworzy szansę na okrzepnięcie państwa ukraińskiego w jego centrum w Kijowie. Liczył na to, że utrzyma parasol ochronny polskiego wojska nad tworzącą się niepodległą Ukrainą co najmniej przez kilka miesięcy, przynajmniej do jesieni 1920. Tymczasem niepowodzenie militarne sprawiło, że Wojsko Polskie musiało wycofać się z Kijowa już na początku czerwca. Parasol ochronny działał za krótko. Ukraińcy nie mogli się przekonać, że jest szansa na utrwalenie ich niepodległości, a Polacy mogą być czynnikiem stabilizacji, wspierającym ich państwo i pokój, którego wszyscy najbardziej potrzebowali.

Dlatego z tak niewielkim poparciem spotkał się Symon Petlura i jego idea niepodległej Ukrainy latem 1920. W każdym razie nie było ono dość duże, aby szeregi wojska ukraińskiego zapełniły się dziesiątkami tysięcy ochotników. Nowe oddziały powstawały, ale były zbyt małe i – jak się okazało – niezdolne do porwania za sobą większości Ukraińców. Nie znaczy to, że nawet tak niewielkie poparcie należy lekceważyć. Ostatecznie zatem ta gra o wielką stawkę podjęta przez Piłsudskiego zakończyła się niepowodzeniem. Gra toczyła się o duże, silne państwo ukraińskie związane sojuszem z Polską. Związek ten mógł stworzyć strategiczną oś zabezpieczającą Europę Środkowo-Wschodnią przed recydywą rosyjskiego imperializmu – czy to czerwonego, czy białego.

Co zdecydowało o zwycięstwie Polaków w Bitwie Warszawskiej?

W tej sprawie, jak to zwykle w historii, nie jedna, ale kilka przyczyn złożyło się na ten szczęśliwy dla Polski i Europy rezultat. Po pierwsze, trzeba wziąć pod uwagę czynnik najważniejszy. W odróżnieniu od Ukrainy, w Polsce Armia Czerwona miała do czynienia ze społeczeństwem, w którym świadomość narodowa była bardziej rozpowszechniona i silniejsza, to znaczy chłop nie czuł się tylko chłopem, ale w równym stopniu uważał się za Polaka. W związku z tym nie można było tak skutecznie jak na Ukrainie, Białorusi i w samej Rosji odwołać się do – nazwijmy to po marksistowsku – instynktu klasowego. Hasła walki o ziemię, walki z obszarnikami, walki z “białą” szlachtą, z “burżuazyjnym” rządem, które wielokrotnie sprawdzały się i pomagały bolszewikom w postępach na terenie dawnego Imperium Rosyjskiego, zawiodły na granicy etnicznej z Polską. Oczywiście nie wszyscy, ale przeważająca część polskiego społeczeństwa – w większości chłopskiego – odrzuciła te hasła, ponieważ czuła się związana solidarnością innego rodzaju – solidarnością narodową.

Na okupowanych przez siebie terytoriach bolszewicy tworzyli rady – sowiety. Angażowali się do nich – nie zawsze pod przymusem, czasem dobrowolnie – także przedstawiciele społeczeństwa polskiego. Najczęściej rekrutowali się oni z chłopów bezrolnych, parobków, a czasem także z inteligencji tak socjalistycznej, jak i narodowo-demokratycznej. Ale powtórzmy: była to znikoma mniejszość. To, że bolszewicy nie mogli skutecznie odwołać się do instynktu klasowego, pomogło Polsce zmobilizować się w chwili zagrożenia. W momencie kryzysu, kiedy wojska sowieckie stały pod Warszawą, ludzie garnęli się nie do zwycięzców, czyli bolszewików, ale do obrony zagrożonej niepodległości. I to wydaje się najważniejsze: te setki tysięcy ochotników, które zgłaszały się do armii w momentach szczególnie trudnych w lipcu i sierpniu 1920 roku.

Drugim czynnikiem były same wydarzenia na froncie. Bolszewicy praktycznie od trzech miesięcy byli w natarciu, ich linie komunikacyjne bardzo się rozciągnęły. Natomiast Wojsko Polskie walczyło już na swoim terenie, przy bardzo skróconych własnych liniach aprowizacyjnych, a co najważniejsze otrząsnęło się z szoku kolejnych porażek i psychozy ciągłego odwrotu. Przede wszystkim dobrze wykonało manewr strategiczny, jaki przygotowany został przy współpracy naczelnego wodza Józefa Piłsudskiego i szefa sztabu gen. Tadeusza Rozwadowskiego. Pozwoliło to skoncentrować siły polskie w uderzeniu na Front Zachodni Tuchaczewskiego, który nie został na czas wzmocniony posiłkami z Frontu Południowo-Zachodniego. To był błąd Sowietów, a w jego popełnieniu kluczową rolę odegrał Józef Stalin – komisarz polityczny tego frontu, który przede wszystkim chciał zdobyć Lwów. Mimo rozkazu władz centralnych w Moskwie, Stalin jak umiał przeszkadzał w oddaniu idącemu na Warszawę Tuchaczewskiemu kilku dywizji, a przede wszystkim armii konnej Budionnego. Gdyby decyzje Moskwy o przesunięciu wojsk z idącego na Lwów frontu południowego zostały wykonane na czas, pogrom wojsk sowieckich w Bitwie Warszawskiej nie byłby taki oczywisty, a na pewno miałby mniejszą skalę. Armia Czerwona własnymi błędami czy też ambicjami części swoich dowódców z Frontu Południowo-Zachodniego powiększyła rozmiar klęski.

Ale podkreślę to raz jeszcze: najważniejszy wydaje mi się pierwszy czynnik – na terenie Polski Armia Czerwona pierwszy raz zderzyła się z siłą nowoczesnego narodu, którego nie znalazła ani na Ukrainie, ani na Białorusi. Tam znajdowało się społeczeństwo, w którym instynkt klasowy był wielokrotnie silniejszy niż solidarność narodowa. Pod Warszawą siła patriotyzmu okazała się skuteczną zaporą dla rewolucji bolszewickiej.

Skąd wzięła się nazwa “cud nad Wisłą”?

To pojęcie, częściowo w intencji pomniejszenia znaczenia decyzji i dowództwa Józefa Piłsudskiego, upowszechniła prasa w połowie sierpnia 1920 roku. Ale nie tylko, należy bowiem podkreślić, że odwołanie do czynnika nadprzyrodzonego wiązało się także ze świadomą mobilizacją społeczeństwa prowadzoną przez Kościół, który nie brał udziału w rozgrywce politycznej między Narodową Demokracją a piłsudczykami. Po prostu Kościół mobilizował cały naród do obrony przed bezbożnym najeźdźcą ze Wschodu. Odwoływał się przy tym do symboli czytelnych dla mas chłopskich. Dla przeciętnego człowieka nie było istotne, czy decyzje podejmuje Piłsudski, czy ktoś inny. Ważne było to, że zbliżało się istotne i czytelne dla wszystkich katolików święto Matki Bożej z 15 sierpnia. Odwołanie do opieki Opatrzności, orędownictwa Matki Bożej miało charakter świadomego zabiegu mobilizującego Polaków do wytrwania, wysiłku i walki o odrzucenie bolszewików od granic Polski.

Jerzy Kossak, Cud nad Wisłą

Pozostaje odwieczny problem o autorstwo sukcesu w Bitwie Warszawskiej. Laury w zakresie dowodzenia należą się naczelnemu wodzowi, ponieważ to on zawsze ponosi odpowiedzialność w razie klęski, a jeśli jest zwycięstwo – ma prawo do laurów. Plan Bitwy Warszawskiej opracował szef sztabu gen. Tadeusz Rozwadowski, więc w tym sensie on także zasługuje na bardzo duże uznanie, tym bardziej że w pierwszych dniach sierpnia pod wpływem kolejnych klęsk Piłsudski przeżywał autentyczne załamanie psychiczne. Natomiast szefa sztabu w tym momencie rozpierała niesłychana energia i optymizm. Kiedy inni stukali się w głowę, on powtarzał, że pobijemy bolszewików. Tłumaczył, że ich parcie na zachód nie ma zasadniczego znaczenia, ponieważ idą w pułapkę, którą na nich szykujemy. Ten optymizm, którym tryskał Rozwadowski, i plan przygotowany pod jego kierunkiem, odegrały niewątpliwie bardzo istotną rolę w podtrzymaniu ducha i w ostatecznym rozgromieniu bolszewików.

gen. Tadeusz Rozwadowski (1866-1928)

Ważne było także wsparcie Francji symbolizowane przez generała Maxime Weyganda, choć on sam podkreślał, że nie jest autorem zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej. Ale z drugiej strony nie można niewdzięcznie twierdzić, że pomoc francuska nie miała żadnego znaczenia. Nie chodzi tu o samo tylko doradztwo strategiczne generała Weyganda, ale fakt, że Polacy widzieli obok siebie dużą grupę oficerów francuskich – ponad dwa tysiące. W tym sensie mogli nie czuć się całkiem opuszczeni. W tym czasie Anglia robiła wszystko, żeby zaszkodzić Polsce. Pod wodzą premiera Davida Lloyda George’a dążyła do jak najszybszego kompromisu z bolszewikami.

gen. Maxime Weygand (1867-1965)

Natomiast Francja pod przewodnictwem premiera Alexandre’a Milleranda zdecydowanie Polsce pomagała, zarówno dyplomatycznie, jak militarnie, choć w zakresie ograniczonym, ale symbolicznie ważnym dla Polaków. Wszystkie te czynniki składają się na ów “cud nad Wisłą”. Nie analizuję czynnika nadprzyrodzonego, który analizie się nie poddaje.

Czy zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej i późniejsze zostały dobrze wykorzystane przez stronę polską?

To zależy od tego, co rozumie się przez pojęcie “dobrego wykorzystania”. Często zarzucamy sobie w historii, że nasi przodkowie umieli wygrywać wojny, a nasi dyplomaci nie umieli wygrywać pokoju po zwycięskiej bitwie. W 1920 roku rokowania pokojowe nabrały przyśpieszenia we wrześniu i toczyły się w warunkach, kiedy zdecydowana większość społeczeństwa polskiego oraz cała praktycznie reprezentacja sejmowa domagały się pokoju. W państwie demokratycznym tego rodzaju jednoznaczne nastawienie nie mogło być lekceważone. W tym sensie sugestie podtrzymywane przez Piłsudskiego, a raczej przez jego propagandowe otoczenie, że Polska mogła znów walczyć o Ukrainę albo nawet pójść na Moskwę, są po prostu sprzeczne z rzeczywistością. Polacy tego nie chcieli, a nie można było działać wbrew ich woli nie tylko ze względu na system demokratyczny, który to wykluczał, ale biorąc pod uwagę realne możliwości. Kontynuowanie wojny aż do zasadniczych zmian na wschodzie, na przykład do obalenia bolszewików albo ustanowienia niepodległej Ukrainy, było wykluczone ze względu na ograniczone siły ekonomiczne i militarne. Polska nie była w stanie prowadzić kolejnej wojny zimowej, utrzymywać zmobilizowanej armii na poziomie jednego miliona żołnierzy, wyposażyć jej wojskowo i rozbić ostatecznie bolszewików.

Trzeba też wziąć pod uwagę, że państwa zachodnie, decydujące o polityce europejskiej po I wojnie światowej, zwłaszcza Wielka Brytania, ale także Francja, nie były zainteresowane trwaniem sytuacji wojennej w Europie Wschodniej i bardzo mocno naciskały na Polskę, aby wojna została zakończona. W tym sensie konflikt zbrojny musiał zakończyć się jesienią 1920 roku na warunkach kompromisu, którego owocem stała się ostatecznie granica ryska oraz podział Ukrainy i Białorusi. Niektórzy krytycy tych ustaleń twierdzili, że przecież Polska mogła walczyć o granice z roku 1772. Należeli do nich zwłaszcza ziemianie tracący swoje dziedzictwo na dalszych kresach wschodnich. Głosem ziemian odezwał się między innymi Marian Zdziechowski, mówiący o zaprzepaszczeniu dziedzictwa cywilizacji łacińskiej na kresach oddanych bolszewikom. Drugi głos krytyki podnosił, że to narodowi demokraci mieli rzekomo zaprzepaścić szansę, jaką było pozyskanie Mińska i większej części Białorusi.

W istocie prawda jest inna. Powtórzmy: Polski nie było stać na walkę o pełną stawkę -odzyskanie całego obszaru Białorusi i Ukrainy, ponieważ bolszewicy, zwłaszcza jeśli chodzi o Ukrainę, gotowi byli na walkę do upadłego. Tak samo jak Polacy wiedzieli bowiem, że Ukraina jest kluczem do strategicznego układu sił w Europie Wschodniej: kto będzie miał Kijów, ten będzie decydował o przyszłości tej części świata. Polska nie miała siły, a jak się okazało latem 1920, Ukraińcy nie mieli ochoty iść z Polską. W tym momencie trzeba było taki stan rzeczy zaakceptować. Jeśli chodzi o Mińsk i możliwość pozyskania większej części Białorusi, to w istocie nie narodowi demokraci, ale Piłsudski świadomie z tego zrezygnował. W czasie rokowań pokojowych w Rydze wsparł koncepcję rezygnacji z dalszych zdobyczy białoruskich w zamian za uzyskanie pasa ziemi oddzielającego Litwę od Rosji sowieckiej. W tym czasie Litwa odgrywała rolę konsekwentnego wroga Polski i faktycznego sojusznika Rosji sowieckiej. Połączenie graniczne tych dwóch krajów, zważywszy, że Litwa z drugiej strony graniczyła Prusami Wschodnimi, tworzyłoby ów strategiczny korytarz między Rosją sowiecką a Niemcami, który pozwalałby ominąć “polskie przepierzenie”. A do tego Piłsudski za wszelką cenę nie chciał dopuścić, dlatego za ustępstwo sowieckie w tej dziedzinie gotów był zrezygnować z Mińska, którego bolszewicy wcale tak łatwo nie chcieli oddać.

Różnego rodzaju legendy historyczne bardzo głęboko utrwalone w historiografii polskiej, a tym bardziej świadomości potocznej, mówiące o tym, że można było uzyskać o wiele więcej, w dużej mierze rozmijają się z faktami. Pokój ryski był kompromisem, który oznaczał klęskę planów Lenina w marszu do Berlina przez “trupa białej Polski”, jak o tym mówił rozkaz Tuchaczewskiego z lipca 1920 roku. Polska nie została trupem, Armia Czerwona nie doszła do Berlina, ani do Budapesztu, ani do Pragi. Została zatrzymana i Europa Środkowo-Wschodnia uzyskała szansę istnienia i swobodnego rozwoju przez następnych dwadzieścia lat. Miało to olbrzymie znaczenie, o czym przekonuje doświadczenie krajów bałtyckich, które przecież miały możliwość przetrwania dzięki zwycięstwu Polski w Bitwie Warszawskiej.

Uczestnicy rozmów pokojowych w Rydze w 1921 r.

Gdyby nie to zwycięstwo, w okresie międzywojennym nie byłoby też niesowieckiej Czechosłowacji, niesowieckich Węgier, niesowieckiej Rumunii. Ale z drugiej strony Polska także poniosła porażkę. Nie powiodły się plany Piłsudskiego zmierzające do utworzenia trwałego, stabilnego zabezpieczenia przed imperializmem rosyjskim, tym razem w sowieckiej szacie. Ukraina w jakiejś mierze nie dojrzała do takiej współpracy, a Polska była za słaba,  aby tę współpracę zabezpieczyć militarnie. Wszystko to razem sprawiło, że również dla Polski pokój ryski oznaczał zaakceptowanie pewnego niepowodzenia. W Rydze osiągnięto kompromis, który dał nam dwadzieścia lat i nic więcej. Stałego rozwiązania problemów dać nie mógł.

Prof. Andrzej Nowak – historyk, kierownik Zakładu Historii Europy Wschodniej w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, kieruje także Pracownią Dziejów Rosji i ZSRR w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk; redaktor naczelny dwumiesięcznika “Arcana”. Zajmuje się historią polityczną i myślą polityczną Europy Wschodniej w XIX i XX w. Opublikował m.in.: Polacy, Rosjanie i biesy. Studia i szkice historyczne z XIX i XX w. (1998), Polska i trzy Rosje. Studium polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego (do kwietnia 1920) (2001), Od imperium do imperium. Spojrzenie na historię Europy Wschodniej (2004).

Tekst ze strony:

http://muzhp.pl/pl/e/1164/bitwa-warszawska

Jako obrazek wyróżniający zdjęcie przedstawiające żołnierzy polskich w czasie Bitwy Warszawskiej.

Opracowanie Mariusz Jabloński

Podziel się tą informacją: